Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Oleksicki. Konserwator zabytków, który zawsze stał na straży historii

Janka Werpachowska [email protected] tel. 85 748 95 44
Cmentarz wojenny  z 1915 roku w pobliżu Siemiatycz. Inspekcja terenowa Pracowni Konserwacji Zabytków i Biura Badań i Dokumentacji Zabytków, lato 1979 rok. Od lewej stoją: Marta Jankowska, Antoni Oleksicki, Jadwiga Kępczyńska, Andrzej Gołko, Janusz Gąsowski.
Cmentarz wojenny z 1915 roku w pobliżu Siemiatycz. Inspekcja terenowa Pracowni Konserwacji Zabytków i Biura Badań i Dokumentacji Zabytków, lato 1979 rok. Od lewej stoją: Marta Jankowska, Antoni Oleksicki, Jadwiga Kępczyńska, Andrzej Gołko, Janusz Gąsowski.
Każda decyzja wojewódzkiego konserwatora zabytków może mieć skutki nieodwracalne. Jednym podpisem urzędnik może doprowadzić do tego, że z powierzchni ziemi zniknie na zawsze bezcenny obiekt. Potomni mogą tego nie wybaczyć.

Kiedy w lipcu 2006 roku w tym samym czasie ogłoszone zostały konkursy na wojewódzkiego konserwatora zabytków w Białymstoku i na inspektora w biurze Stołecznego Konserwatora Zabytków, zgłosiłem się (na szczęście) do obu - opowiada Antoni Oleksicki, wojewódzki konserwator zabytków w Białymstoku w latach 1988-2001. - W pierwszym odpadłem od razu. Uznano, że nie mam kwalifikacji do pracy na tym stanowisku. W Warszawie moja kandydatura spodobała się komisji konkursowej - nikt nie jest prorokiem we własnym kraju

Po sześciu latach pracy jako główny specjalista w urzędzie Stołecznego Konserwatora Zabytków, Oleksicki wziął udział w konkursie na stanowisko Mazowieckiego Konserwatora Zabytków. Od ponad roku jest jego zastępcą.

Studia, wojsko, praca

Po maturze przyszły konserwator zabytków dostał się na Uniwersytet Warszawski, na historię.

- Pracę magisterską pisałem u profesora Wyrobisza na temat rozwoju przestrzennego miasta Białegostoku. Dostałem za nią drugą lub trzecią, już nie pamiętam, nagrodę ministra kultury i sztuki. To było w 1976 roku.

Jeszcze przed obroną magisterium Oleksicki zatrudniony był w białostockim Biurze Badań i Dokumentacji Zabytków. I zdążył już nawet odsłużyć roczną służbę wojskową - bo wtedy absolwenci studiów wcielani byli do armii.

Biuro Badań i Dokumentacji Zabytków było instytucją formalnie odrębną, jednak nieformalnie podporządkowaną i związaną z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. W tamtych latach w Białymstoku funkcję tę pełnił Jerzy Tryburski.

Batalie i potyczki

Jak mówi Oleksicki, za komuny, chociaż nieraz dochodziło do barbarzyńskich wręcz aktów niszczenia zabytków, to jednak na ogół władze lokalne częściej niż obecnie liczyły się ze zdaniem konserwatora. A konserwator z kolei liczył się z opiniami swoich pracowników.

Dzięki temu na przykład w Białymstoku na rogu ulicy Warszawskiej i Pałacowej nie powstał wieżowiec bliźniaczo podobny do tego, w którym mieści się obecnie urząd miejski - a takie plany były w 1979 roku. Teraz stoi w tym miejscu niezbyt piękny, niestety, pawilon handlowo-usługowy, jednakże nie ingerujący tak agresywnie w przestrzeń miejską jak urząd miejski.

Przed zakusami inwestora, którym był w tamtych czasach Orbis budujący hotel przy Pałacowej (obecnie Gołębiewski) udało się uratować zabytkową kamieniczkę przy ulicy Warszawskiej 30. Miała zostać zburzona, aby hotel dysponował większym parkingiem. Posłużono się argumentem, że w budynku tym mieścił się sztab formowanej w Białymstoku w 1944 r. IX Dywizji Piechoty WP.

- Któregoś dnia konserwator Tryburski poprosił mnie o pieczątkę, którą miał przybić na jakiejś decyzji - wspomina Oleksicki. - Zobaczyłem, że chodzi o budowę pawilonu szpitalnego w Choroszczy, autorstwa Krystyny Drewnowskiej. Zainteresowałem się, bo wcześniej pisałem studium historyczno-urbanistyczne dla Choroszczy, sprawa była mi bliska. Zobaczyłem projekt. Pawilon usytuowano w poprzek głównej osi pałacowej. To urągało wszelkim zasadom planowania przestrzennego. Ośmieliłem się zwrócić konserwatorowi na to uwagę. Potraktował mnie dość obcesowo i wyprosił ze swojego gabinetu. Wychodząc powiedziałem: "Panie konserwatorze, jeżeli ta inwestycja zostanie zrealizowana, to za sto lat przewodnicy turystyczni będą opowiadać, że konserwator Jerzy Tryburski zniszczył zabytkowy układ przestrzenny parku w Choroszczy".

Antoni Oleksicki przyznaje, że się wtedy bał.

- To był rok 1982, mogłem natychmiast wylecieć z pracy.

Na drugi dzień pracował jak zwykle w swoim pokoju, kiedy wszedł konserwator Tryburski.

- Powiedział: "Pisz pan", choć zwykle mówił mi po imieniu. Podyktował pismo do Zarządu Muzeów i Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki, z prośbą o przysłanie eksperta, który pomógłby w podjęciu decyzji co do nowego pawilonu w Choroszczy. Reakcja była szybka, już po miesiącu przyjechała pani Alina Lutostańska, doskonale znająca się na tych zagadnieniach, zresztą związana rodzinnie z naszym regionem.

Odbyła się wizja lokalna na miejscu. Potem, przy obiedzie w szpitalnej stołówce, padły słowa, które ocaliły kształt zabytkowej przestrzeni:

- Mowy nie ma, żeby na tę inwestycję się zgodzić. To podręcznikowy przykład kompozycji dworsko-ogrodowej - wydała werdykt pani Lutostańska i pawilon nie powstał.

Batalia o park pałacowy w Choroszczy toczyła się w marcu 1982 roku, a już w czerwcu Jerzy Tryburski został odwołany ze stanowiska. Po nim nastał Gabriel Konopka - do dziś wspominany przez ludzi zajmujących się ochroną zabytków jako człowiek raczej przypadkowy na tej funkcji.

Może być, chociaż bezpartyjny

W styczniu 1987 roku Antoni Oleksicki otrzymał propozycję pracy jako wojewódzki konserwator zabytków w Białymstoku.

- Oczywiście taka nominacja musiała być zaakceptowana przez przewodnią siłę narodu, PZPR. Byłem bezpartyjny, to była poważna wada.

Przewodnia siła narodu zastanawiała się rok, czy można odpowiedzialną funkcję powierzyć człowiekowi niepewnemu, bo bezpartyjnemu. W końcu zapadła decyzja na tak. Pod jednym wszak warunkiem: Oleksicki musiał obiecać, że nie wstąpi do żadnej z bratnich partii - czyli do Stronnictwa Demokratycznego lub Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (tak się wtedy nazywało dzisiejsze PSL) - bo zostałyby naruszone parytety.

Jako wojewódzki konserwator zabytków w Białymstoku, od lutego 1988 roku Antoni Oleksicki z większym zrozumieniem spojrzał na różne decyzje swoich poprzedników, które jako młodego pracownika, denerwowały go i oburzały.

My tu tworzymy historię

Pamięta swoje starcie z wicewojewodą Julianem Ślarzyńskim o wstrzymanie budowy bloków w Makowlanach - z punktu widzenia budowlańców w szczerym polu, z punktu widzenia konserwatora zabytków na środku zespołu parkowego po nieistniejącym już dworze. Jeszcze gdzieniegdzie można było zobaczyć resztki jego ruin.

- Wojewoda tłumaczył: brakuje mięsa na kartki, w Makowlanach jest PGR, który ma szansę się rozwinąć, jeżeli powstaną bloki dla pracowników, więc zacznie produkować więcej mięsa. Na moje argumenty, że trzeba chronić wartość historyczną i zabytkową, wojewoda Ślarzyński huknął, waląc pięścią w rozłożony na stole plan parku: "My tu i teraz tworzymy historię i jak ja zadecyduję, tak będzie". To był kwiecień 1988 roku. Nie było o czym rozmawiać dalej.

Budowę w Makowlanach rozpoczęto. Oleksicki nie dał za wygraną. Sprawa znalazła się w prokuraturze. Naczelny Sąd Administracyjny przyznał rację konserwatorowi i nakazał wstrzymanie budowy.

To także za czasów Oleksickiego rozgrywały się dramatyczne wydarzenia w Tykocinie. Konserwator chciał doprowadzić do pierwotnego stanu rynek przed barokowym kościołem, odpowiednio wyeksponować pomnik hetmana Stefana Czarnieckiego. Konieczne było wycięcie drzew i krzewów gęsto tam rosnących i zlikwidowanie ogrodzenia, które otaczało ten ni to skwer, ni to park.

- Wójt Tykocina zebrał pięć tysięcy podpisów pod protestem przeciwko takiej decyzji i wysłał do Generalnego Konserwatora Zabytków. Argumentował, że ta enklawa zieleni w środku miasta chroni mieszkańców przed uciążliwościami związanymi z ruchem ulicznym: kurzem, spalinami i hałasem. A obecność ogrodzenia uzasadniał tym, że chroni ono zieleń przed krowami, które mogą zanieczyścić "park". Jakkolwiek humorystycznie to brzmi, skargi i petycje wójta odnosiły skutek. Nic nie można było zrobić.

W lecie 1992 roku nad Tykocinem przeszła wichura i złamała lub wyrwała z korzeniami wszystkie drzewa w rynku. Były to jedyne szkody, jakich żywioł dokonał w mieście. "Pan Bóg wysłuchał konserwatora" - pisały ówczesne media. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić tykociński rynek w innym kształcie niż obecnie.

Podobnie zresztą, jak centrum Białegostoku.

- Bardzo zabiegałem o likwidację zieleni i nadanie bardziej wielkomiejskiego charakteru otoczeniu Ratusza - mówi Oleksicki. - Stan obecny to może nie do końca to, co mi się marzyło, ale i tak bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że nie udało się zachować śladów po wadze miejskiej. Byłyby to jedyne prawdziwie zabytkowe elementy architektoniczne w tej części miasta, zwanej białostocką starówką.

W 1991 roku białostoczanie czekali na wizytę papieża Jana Pawła II. Do wojewódzkiego konserwatora zabytków wpłynął wniosek od władz miejskich o zezwolenie na rozbiórkę zabytkowej izby wytrzeźwień przy ulicy Warszawskiej.

- BOR wystąpił niemal z ultimatum: albo rozbiórka, albo wizyta - wspomina Oleksicki. - Chodziło bowiem o zapewnienie dróg ewakuacyjnych w czasie, gdy papież gościć będzie w seminarium duchownym. Umówiliśmy się, że po wizycie budynek zostanie dokładnie odtworzony w tym samym miejscu. Jak widać, nie wszyscy mają zwyczaj umów dotrzymywać. Dzisiaj miejsce po tamtej kamieniczce zajmuje gmach muzeum archidiecezji naruszający ład przestrzenny ulicy Warszawskiej, bowiem wytyczne konserwatorskie nie przewidywały budynków wyższych niż 12 metrów.

Odzyskane od wojska

W listopadzie 2001 roku ówczesny Generalny Konserwator Zabytków Aleksander Broda z dnia na dzień, bez żadnych wyjaśnień odwołał sześciu konserwatorów wojewódzkich, w tym Antoniego Oleksickiego.

- Odwołany zostałem we wtorek, a w piątek Broda został aresztowany. Spędził w areszcie dziewięć miesięcy.

Oleksicki najpierw podjął pracę na pół etatu w Regionalnym Ośrodku Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego (dziś Delegatura Narodowego Instytutu Dziedzictwa) i prowadzenie zajęć na Politechnice Białostockiej na wydziale architektury. Wkrótce zaproponowano mu pracę w Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie, gdzie przez cztery lata zajmował się obiektami zabytkowymi, które wcześniej były w posiadaniu wojska.

- To było bardzo ciekawe doświadczenie zawodowe. Twierdza Modlin, Fort Zegrze, Cytadela Warszawska, a w Białymstoku magazyny przy Węglowej, bliski nam Osowiec to tylko kilka przykładów zabytków, do których przez lata konserwatorzy nie mieli dostępu.

Zwolnione przez wojsko zabytki w różny sposób były zagospodarowywane przez samorządy, instytucje lub osoby prywatne.

- Począwszy od pracy w Agencji Mienia Wojskowego do dzisiaj jestem zawodowo związany z Warszawą.

Każdy weekend spędza w swoim białostockim domu, gdzie czekają na niego żona Maria i pies Cymes II. Antoni Oleksicki wkrótce wyda książkę pt. "Białostocki tuzin".

- To będzie dwanaście bardzo osobistych esejów o dziejach Białegostoku - zapowiada. - Bo to miasto jest moim miejscem na ziemi.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny