Obserwator: Ostatnio rozmawialiśmy rok temu, kilka dni po katastrofie smoleńskiej. Mówił Pan wtedy, że to, w jaki sposób strona rosyjska zareagowała na tragedię, może być nowym otwarciem w trudnych relacjach polsko-rosyjskich. Jak Pan to ocenia dziś?
Prof. Antoni Mironowicz: Bezpośrednio po katastrofie nasze wzajemne stosunki uległy wyraźnemu ociepleniu. Sytuacja skomplikowała się, kiedy zaczęto wyjaśniać przyczyny tragedii i strona rosyjska ogłosiła raport MAK. Treść tego ostatniego nie powinna zresztą nikogo dziwić. Wyraża on po prostu rosyjską rację stanu. Tamtejsze władze stoją na stanowisku, że z ich strony dopełniono wszystkich procedur, a za tragedię odpowiedzialni są wyłącznie Polacy. Dlatego też uważam, że raport MAK nie powinien stać się elementem konfliktogennym, który będzie rzutować na dalsze relacje polsko-rosyjskie.
Faktem jest jednak, że obecnie relacje te nie wyglądają najlepiej.
- Trzeba na to patrzeć w szerszej perspektywie. Warto docenić takie zjawiska, jak np. zmiana stanowiska Rosji w sprawie Katynia i przekazanie nam części dokumentów. Jeśli dojdzie do spotkania prezydenta Komorowskiego z prezydentem Miedwiediewem w Smoleńsku i Katyniu, będzie to ważny akcent w naszych wzajemnych stosunkach. Pamiętajmy, że w ostatnich latach nastąpiło fiasko polskiej polityki wschodniej, m.in. w stosunku do takich krajów jak Litwa, Ukraina czy Gruzja. Myślę więc, że polepszenie stosunków z Rosją otwiera przed nami lepsze perspektywy na rozwiązanie np. problemu budowy rurociągu północnego.
Akurat w tym przypadku sporo zależy od państw Europy Zachodniej. Czy nie uważa Pan, że w wielu stolicach pragnie się zacieśnienia stosunków z Rosją, nawet polskim kosztem?
- Całkowicie się z tym zgadzam. Kiedy mówi się o polityce w sensie ogólnokontynentalnym, to często ci, którzy chcą prowadzić interesy z tak silnym partnerem jak Rosja, robią to kosztem takich państw jak Polska. Powiedzmy sobie szczerze: problem naszych relacji z Rosją nie jest punktem zainteresowania międzynarodowego. Rządy państw europejskich traktują te kwestie jako drugo, a nawet trzeciorzędne.
A może Polska prowadzi w stosunku do Rosji politykę zbyt miękką, dlatego jej głos jest tak słabo słyszalny?
- Twardą politykę prowadziliśmy już za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Niewiele to nam dało. Myślę, że powinniśmy brać raczej przykład z Węgier czy Litwy i być bardziej pragmatyczni. Chodzi np. o wpuszczenie na rynek krajowy rosyjskiego kapitału, na co jesteśmy bardzo wrażliwi. Zauważyłem, że kraje, które pragną osiągnąć sukcesy gospodarcze, zrywają z nieugiętą postawą wobec Rosji i dobrze na tym wychodzą. Nie wiem, czy byłoby to możliwe akurat w przypadku Polski. U nas, jak w mało którym kraju, istnieje co do tego spora rezerwa. Mimo wszystko uważam, że przyszłość nie będzie aż tak zła. Świadczą o tym m.in. takie gesty solidarności w rosyjskim społeczeństwie jak składanie wieńców przed polską ambasadą czy bardziej otwarte mówienie o Katyniu.
Nasze wzajemne relacje mają jednak sporo białych plam, takich jak np. sprawa obławy augustowskiej, nazywanej też małym Katyniem.
- Nie wymagałbym od rosyjskiego rządu, że sam z siebie dostarczy nam potrzebnych dokumentów. Moim zdaniem, powinniśmy sami wykazać się większą niż do tej pory aktywnością w kwestii wyjaśnienia tych wydarzeń. Nie chodzi tu o jakieś deklaracje premierów i prezydentów, lecz współpracę między historykami obu krajów.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?