Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Urbanowicz. Wyrok 5 lat robót na wschodzie

Adam Czesław Dobroński adobron@tlen. pl
Takie patriotyczne wpisy w pamiętniku były wsparciem w najtrudniejszych chwilach
Takie patriotyczne wpisy w pamiętniku były wsparciem w najtrudniejszych chwilach Archiwum
W czerwcu 1940 roku Anna wraz z rodziną została aresztowana przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy sowiecko-niemieckiej. Miała wówczas niecałe 17 lat.

Nie udało mi się ustalić skąd pochodziła Anna Urbanowicz. W Białymstoku mieszkała jej babcia, żona majstra włókienniczego o nazwisku Goltshall, zatem z pewnością była narodowości niemieckiej. W czerwcu 1940 roku Anna wraz z rodziną (bez ojca, oficera rezerwy) została aresztowana przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy sowiecko-niemieckiej. Miała wówczas niecałe 17 lat

Szepietowo

Annę odłączono od matki i młodszego brata, z Lubotynia przewieziono ją do Szepietowa. W prowizorycznym więzieniu siedziało 30-40 kobiet. Przesłuchania odbywały się w pokoju ze stolikiem i dwoma krzesłami. Na ścianie wisiał " afisz przedstawiający jakąś diabelską rękę z sępimi szponami, napis obok głosił, że NKWD dzielnie broni ojczyzny i wyłapuje szpiegów. Co to wszystko miało znaczyć, trudno pojąć, w każdym razie nastrój był taki, aby jak najbardziej zdezorientować badanego i przestraszyć go". Na początku padły spokojne pytania, potem ich liczba gwałtownie wzrosła, bo śledczy próbował dziewczynę złapać na nieścisłościach w odpowiedziach.

Przez długie noce bez snu trwały te zmagania, a dziewiątego dnia kazano zbierać się z wieszczami (rzeczami), których notabene Anna w ogóle nie miała.

W pamięci autorki wspomnień pozostały sceny dantejskie towarzyszące wyjściom do ubikacji, zawsze w asyście żołnierzy z bagnetami na karabinach.

Siedem kobiet poprowadzono pieszo na stację. Załadunek odbył się daleko od dworca, na pustej łące. Był to wagon do przewożenia koni z deskami, które zastępowały ławki. W środku panowała okrutna duchota, dopiero po krzykach, tupaniu i waleniu twardymi przedmiotami w ściany wartownik przyniósł wiadro wody. Była zielona i zgniła, zagarnięta z pobliskiego bagienka.

Białystok

Procedury w więzieniu były następujące: tydzień siedzenia w ciemnicy, potem spisywanie danych, pobieranie odcisków palców, robienie fotografii. Anna popłakała się, bo strażnik postraszył, że przed robieniem zdjęć obetną włosy. Na to usłyszała, że "teraz to są kwiatki, a jeszcze będą jagódki". W celi przerażał ścisk, na przykład w tej opatrzonej numerem 99 znajdowało się 19 przedwojennych łóżek, ale liczba "zakluczonych" dochodziła do setki. W tej sytuacji luksusem było spanie na betonowej podłodze.

Kąpiel wypadała raz na miesiąc i łączono ją z dezynfekcją odzieży. Po takiej operacji "wszy były nieco odurzone, ale po pewnym czasie odzyskiwały rezon i dalej gryzły swoich właścicieli". Progułki (spacery) zrazu wypadały raz na miesiąc i dopiero, kiedy wybuchł tyfus wyprowadzano więźniarki co tydzień do "świniarek". Były to zagrody z desek, nad którymi górowały budki strażnicze. Nieszczęśnice chodziły w kółko, jak konie w kieracie, ciesząc się, że mogą przez 5 lub 10 minut pooddychać świeżym powietrzem.

Pominę opisy żywienia, stosunku strażników do więźniów, chorób, rewizji, innych szykan. We znaki dawała się bezczynność. Nie można było: płakać, śmiać się, zdrzemnąć się, szyć, grać w karty, pisać. Czytać i owszem, ale nie dawano książek. "Jedynym słowem pisanym, jakie spotkałam, były pocięte kartki jakichś polskich instrukcji więziennych, które dano nam kiedyś do wiadomego użytku. Byłyśmy tak spragnione jakiekolwiek "literatury", że studiowałyśmy te nudne paragrafy prawne z takim samym zapałem, jak uczniowie z "Syzyfowych prac" historię Buckle'a. Tak więc najbardziej dozwolonym praktykowanym zajęciem więźnia było bicie wszy. Poza tem można było także cicho rozmyślać o swojej niedoli…".

Anna Urbanowicz otrzymała wyrok 5 lat robót na wschodzie.

Łagier Nowy Koksyn

Znajdował się tenże w Kazachstanie, a do pracy goniono przy kopaniu rowów nawadniających. Kobiety "mieszkały" w rowach przykrytych dachem z gałęzi. Stopniowo przybywało brygad, cały obóz ogrodzono, postawiono baraki, kolonię zamieniono w fermę rolną.

"Po pewnym czasie dostałyśmy nową brygadierkę - młodą rosyjską dziewczynę, która należała do arystokracji obozowej, gdyż została ukarana za defraudację, co stanowiło przestępstwo najbardziej szanowane w obozie. Potem szły wszystkie inne "bytowyje stati"- przestępstwa administracyjne i złodziejstwo połączone z mordem, a na samym końcu, jako najwięksi zbrodniarze stali więźniowie polityczni."

Polki był oburzone, że dano im na szefową Rosjankę, ale wkrótce ją doceniły, bo szybko wzrosły im procenty wykonywanej normy. Nie dlatego, że łagierniczki pracowały ciężej, ale z powodu urody Rosjanki i zapatrzenia w jej piękne oczy proraba prowadzącego "księgowość". Zapyta ktoś, ale skąd ta łaskawość dla Polek. "Śliczna dziewczyna była ambitna i lubiła piękne fatałaszki, a nasze panie miały jeszcze sporo dobrze zachowanych rzeczy z Polski. Trzeba było zdobyć sobie ich serca i żołądek, aby trafić do waliz".

Temat najważniejszy stanowiło jedzenie, a właściwie jego chroniczny brak. 850 gramów "bałandy" (zupy) dostawały wszystkie, kaszę tylko wyrabiające co najmniej 70 proc. normy, a przodownicy (100 proc. normy) od czasu do czasu także pierogi na deser. Głodującym pozostawało wykradanie z pola wszystko, co na nim rosło w myśl zasady, że w ZSSR "kto nie worujet (kradnie), tot nie żywiot". "Nawet surowe kartofle stanowiły przysmak nie lada i ja dotychczas nie mogę zrozumieć, dlaczego właściwie gotuje się ziemniaki, a nie je się ich tak jak jabłek? Wówczas wydawało mi się, że nie ma większego przysmaku, jak młody surowy kartofelek. O tem, żeby upiec albo ugotować sobie ziemniaki nie było mowy, zaraz zjawiał się strażnik z bagnetem i roztrącał ognisko.".

Uwagi końcowe

"Można by dużo jeszcze pisać o życiu w łagrze. Ale wspomnienia są jeszcze zbyt świeże i zbyt bolesne. Może kiedyś po latach będę mogła mówić spokojnie o tych czasach. Teraz mimo najszczerszych chęci nie mam sił wgłębiać się dalej w tę otchłań nędzy ludzkiej, jakim jest "isprawitielno-trudowoj łagier". Tak zamknęła swój tekst Anna Urbanowicz Anna, wówczas już uczennica i ochotniczka (junaczka). Doczekała tzw. amnestii, wydostała się z Rosji, ale była za młoda, by trafić do wojska.

Będę kontynuować poszukiwania w londyńskim Instytucie Polskim i Muzeum Władysława Sikorskiego, by ustalić dalsze losy panny Anny. Może komuś z Państwa kojarzy się ta postać? A ja dodam jeszcze zwrotkę wiersza z pamiętnika Zosi Wojtczuk (Robosińskiej), też ofiary wywózek, pisanego w 1942 r.

"Zaś los okrutny jak wicher rozwiał nas po świecie/ Droga nasza ciernista i ścieżki tułacze/ Dom Ojczysty daleko, oczy po nim płaczą/ Kiedyż przyjdzie wrócić - dni umaić kwiatami/ Naszą drogą iść trzeba, choć porosła cierniem/ Nie dla nas obce łąki i kwiatów naręcza/ Nadejdzie dzień i nad Polską błyśnie szczęścia tęcza/ powrócisz i Ty do niej - Bądź Jej zawsze wierna".ross-Rosen

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny