Szalona artystka - tak o Ani Szczurak myśli chyba cała jej rodzina. Mama - lekarz. Tata - weterynarz. Siostra - też z zainteresowaniami przyrodniczymi. A ona? Studiowała komparatystykę w Krakowie (nikt nie wie, co to znaczy. A to po prostu literatura porównawcza - śmieje się Ania). Szybko stamtąd uciekła, bo jej się po prostu nie podobało. Potem było kulturoznawstwo w Białymstoku, socjologia, polonistyka. - To jeszcze chyba nie koniec mojego studiowania. Marzy mi się jeszcze szkoła jubilerska - mówi.
Poza tym - uwielbia kolorowe etniczne ubrania, taniec, teatr, literaturę - i to nie tylko teoretycznie. We wszystko, co tylko ją zainteresuje, angażuje się na całego, sprawdza, czy sama tak potrafi, próbuje. I tak właśnie było z biżuterią.
A gdy okazało się, że projektowanie i tworzenie kolczyków i wisiorków idzie jej naprawdę świetnie i - co więcej - naprawdę lubi to robić, nie zastanawiała się długo. Postanowiła, że nie będzie szukać pracy na etat. Miejsce pracy zaaranżowała w swoim domu.
- Trudno mi było odkrywać swoją artystyczną duszę, bo obracałam się wśród ludzi, gdzie artysta był postrzegany jako taki odmieniec, jako ktoś dziwny, kto się zdarza rzadko - opowiada Ania. - I choć czułam to wszystko trochę w środku, to nie dałam rady tego rozwinąć. Zaczęło to kiełkować dopiero kiedy poszłam na studia, poznałam nowych ludzi. I dzięki nim na nowo poznałam siebie. Wtedy do mojego życia powoli zaczęły wkraczać sztuki plastyczne.
Strojnisie
Jednak z drugiej strony Ania przyznaje, że miłość do biżuterii wyniosła z rodzinnego domu.
- Pamiętam te magiczne momenty, gdy na urodziny mama zabierała mnie do galerii sztuki i mogłam sobie wybrać pierścionek wykonany przez artystę - wspomina Ania.
Jej mama zresztą też lubiła nietypową biżuterię.
- U niej nie ma znaczenia, czy coś jest kosztowne, czy tańsze. Liczy się to, jak wygląda. Potrafi odkładać pieniądze przez kilka miesięcy, by kupić sobie coś oryginalnego - mówi Ania.
Nie inaczej jest z babcią. Ma już koło dziewięćdziesiątki, ale nie wyobraża sobie, by nie uczcić niedzieli elegancką sukienką i koralami czy wisiorkiem. I choć w jej domu wcale się nie przelewało - zawsze miała swoją magiczną szkatułkę pełną świecidełek. To nic, że najczęściej były one z plastiku.
Swoje pierwsze kolczyki Ania zrobiła, gdy miała 19 lat. Z masy polimerowej, z której można praktycznie bez problemu ulepić każdy kształt.
Wszystko chcę robić sama. Choć znajomi mówią, że gdybym wykorzystała półprodukty, byłoby mi łatwiej
- Wtedy był szał na takie infantylne wzory: serduszka, kości, słodkie różowe czaszki, owoce. Robiłam je i w ten sposób już wtedy dorabiałam.
Potem przyszedł czas na tzw. gotowce. Ania nawlekała na druciki różnego rodzaju koraliki. Teraz już tego nie robi.
- Moją dewizą jest, by wszystko zrobić samej. Choć znajomi czasem pukają się w głowę, mówiąc, że zamiast dłubać, mogłabym użyć gotowca. W ten sposób biżuteria powstawałaby szybciej, a ja zarobiłabym więcej.
To praca czy magia?
Pracownia Czystej Magii - tak Ania nazwała swoją firmę. Choć słowa firma czy marka tak naprawdę wcale tu nie pasują. Są takie marketingowe, handlowe. A u Ani w pracowni jest naprawdę magicznie... Mnóstwo tu różnych rzeczy - ciekawych, kolorowych, takich, których od razu chce się dotknąć, ale nie od razu się wie, do czego mogą Ani służyć. Na pięknym drewnianym blacie stoją buteleczki, słoiczki, pudełeczka. Jest i młoteczek, dłuto... Jedna z szafek wypełniona jest włóczkami we wszystkich niemal kolorach świata. Z nich Ania robi naszyjniki. W innej szafce schowany jest filc. Są i kryształowe kulki, i kamienie, kawałki drewna znalezionego nad morzem. I glinki - brązu, miedzi, srebra. Z tego ostatnio najczęściej powstaje biżuteria Ani.
Nie może też oczywiście zabraknąć farb. Intensywny kolor to jest to, bez czego Ania nie mogłaby chyba żyć. - Ciemne kolory to dla mnie symbol miasta, ale też śmierci. Jasne barwy kojarzą mi się z kulturą etniczną, ludowością, wsią. To jest po prostu życie, energia, którą uwielbiam.
W intensywnych kolorach są też piórka, których w pracowni pełno. Ania dzieli ją ze swoim chłopakiem Pawłem - też artystą pracującym w zaciszu domowym. Paweł to zapalony wędkarz. Z piórek wykonuje właśnie przynęty na ryby. A Ania - czasem (a tak naprawdę coraz częściej) podkrada mu te piórka i wykorzystuje w swoich małych dziełach sztuki.
- Namówiłam też kiedyś Pawła, by sam spróbował swoich sił w tworzeniu biżuterii. To, co zrobił, bardzo się spodobało dziewczynom. A Pawłowi spodobała się ta praca. Dlatego teraz zamiast swoich przynęt, robi ze mną wisiory i kolczyki - uśmiecha się Ania.
Swoją biżuterię Ania lepi też z glinki miedzi czy brązu, ale i z glinki srebra.
- Każde tworzywo daje tyle możliwości, że nie mogę zdecydować się tylko na jedno - śmieje się. I dodaje, że mimo wszystko i tak dla niej najważniejsza jest historia, którą chce przekazać w każdym wisiorku czy kolczykach. - Biżuteria to dla mnie coś bardzo symbolicznego. Nie tylko ozdoba, którą sobie powiesisz. Biżuteria też odzwierciedla to, co czujesz, co ci w duszy gra.
Pracownia Czystej Magii
Były gotowe koraliki (z którymi bardzo szybko zerwałam), masy plastyczne typu Fimo, masa drzewna, filcowana czesanka wełniana, włóczki i inne cuda. Zawsze jednak celem ostatecznym miała być zabawa z metalem. Różnym - szlachetnym i mniej szlachetnym. I to nie wirewrapping, czy łączenie blaszek, ale tworzenie metalu od podstaw! Takie dziwactwa mi się marzyły! - pisze Ania na swoim blogu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?