Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Nowakowski, Zofia Cybulko. Pięć burzliwych lat podlaskiego konserwatora zabytków

Archiwum
Andrzej Nowakowski, podlaski konserwator zabytków
Andrzej Nowakowski, podlaski konserwator zabytków Archiwum
W czwartek minęło pięć lat odkąd na stanowisku wojewódzkiego konserwatora zabytków urzęduje Andrzej Nowakowski wraz ze swą zastępczynią Zofią Cybulko. Dla Białegostoku były to lata pełne kontrowersji, jakie narosły wokół niektórych z decyzji tych urzędników.

Wiele mówiło się np. o budowie gmachu Archiwum i Muzeum Archidiecezjalnego przy ul. Warszawskiej, czy zakopaniu odkrytych przypadkiem fragmentów wagi miejskiej (czy też XIX-wiecznych kramnic, jak twierdzi Zofia Cybulko) na Rynku Kościuszki. O wszystkich tych sprawach wie coś niecoś historyk Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego i wieloletni komentator poczynań służb konserwatorskich. Niektórzy nazywają go wręcz żartobliwie nadkonserwatorem, czy też arcykonserwatorem.

- Podsumowując te pięć lat, nie sposób zliczyć minusów. Jest za to jeden wielki plus, za który chciałbym konserwatorowi bardzo serdecznie podziękować. A mianowicie chodzi o to, że dzięki jego podejściu do ochrony zabytków, zaczęli się nimi żywo interesować - i przede wszystkim dostrzegać ich walory - spore rzesze białostoczan. Powiedziałbym wręcz, że powstał ruch społecznych obrońców zabytków - mówi Andrzej Lechowski.

Są jednak przypadki, kiedy nasze służby konserwatorskie pozwalają na budowę czegoś, czego w zabytku w ogóle nie było. Z takim przykładem mieliśmy do czynienia przy budowie balustrady przed kościołem farnym. Zdaniem części białostoczan surowy charakter ogrodzenia nie pasuje do katedry zbudowanej z czerwonej cegły, a sama budowla nie jest żadną balustradą, lecz brzydkim płotkiem, który można spotkać np. na ogródkach działkowych.

Faktem jest też że w Białymstoku styropianizacja postępuje od lat, a ze strony służb konserwatorskich nie ma czytelnego sygnału mówiącego o tym, że z punktu widzenia historii styropian jest zły. Chodzi tu o brak swego rodzaju zaangażowania społecznego, typu: miasto okłada styropianem i maluje na fioletowo ponad 100-letnią kamienicę, konserwator dzwoni więc do prezydenta, mówi o sprawie w mediach, itd.

- Niestety u nas urzędnicy kończą pracę o godzinie 15, a potem nic ich już nie obchodzi. Związane jest to z niskimi płacami w budżetówce, ale przede wszystkim z brakiem poczucia własnej misji. A przecież to konserwator zabytków powinien uświadamianie ludziom o wartościach, jakie płyną z zachowywania historii - mówi Janusz Kaczyński, członek białostockiego Stowarzyszenia Architektów Polskich.

O to by nie oceniać poczynań służb konserwatorskich bez brania pod uwagę szerszego kontekstu apeluje też Andrzej Chwalibóg z białostockiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich.

- Pamiętajmy, że konserwator nie działa w próżni. Przede wszystkim jest on związany przepisami prawa. Wiele zależy też od poczynać władz miasta. Pamiętajmy, że pozwolenie na rozebranie np. fabryki Zbara przy ul. Orzeszkowej wydało miasto w decyzji o warunkach zabudowy - podkreśla Chwalibóg.

Budynek, o którym mówi mógł być jednak przez służby konserwatorskie uratowany, np. poprzez wpisanie go do rejestru zabytków.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny