Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Meyer - paradoks byłego wiceprezydenta Białegostoku

Tomasz Maleta
Andrzej Meyer (na zdjęciu jeszcze jako wiceprezydent Białegostoku podczas jednej z sesji rady miasta w 2014 r.) zapewnia, że jest niewinny i nie rozumie zarzutu prokuratury
Andrzej Meyer (na zdjęciu jeszcze jako wiceprezydent Białegostoku podczas jednej z sesji rady miasta w 2014 r.) zapewnia, że jest niewinny i nie rozumie zarzutu prokuratury Wojciech Wojtkielewicz
Widziany nie przez pryzmat aneksu do umowy z dzierżawcą magazynu przy Węglowej czy zapisanej tam odpłatności. Zarzut prokuratury dopadł bowiem polityka, który paragrafom się nie kłaniał. Bo był z nimi za pan brat bardziej niż z niektórymi działaczami partyjnymi.

Andrzej Meyer w krajobrazie samorządowo-partyjnym Białegostoku ponownie pojawił się w pierwszym kwartale 2011 roku. Ponownie, bo w przeszłości już zasiadał w radzie miasta. Był wśród tych, którzy od podstaw kładli podwaliny pod samorząd terytorialny.

Pokłosie tamtej pierwszej kadencji w pewnym sensie odnajdujemy w jednym z ostatnich ruchów personalnych wojewody. Co prawda Ewa Bończak-Kucharczyk, pełnomocniczka do spraw nowej gminy Grabówka została powołana przez premiera, ale inspiracja do nominacji byłej wiceprezydent Białegostoku wyszła od Andrzeja Meyera. W końcu przed ćwierćwieczem nie tylko kształtowali ład przestrzenny, ale też działali w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Po zakończeniu pierwszej kadencji Andrzej Meyer skupił się na własnym biznesie i zniknął z krajobrazu samorządowego Białegostoku. Ale nie partyjnego. Po przygodzie z Kongresem Liberalno-Demokratycznym sięgnął po legitymacją Unii Wolności, by przed dekadą na stałe zacumować w Platformie Obywatelskiej. Jednak dopiero sześć lat później ponownie stał się trybikiem w samorządowej machinie.

Po reelekcji w 2010 roku Tadeusz Truskolaski, wsparty historycznym zwycięstwem Platformy (16 radnych - bezwzględna większość w radzie miasta) musiał uzupełnić wakat po wiceprezydencie Michale Wierzbickim, który jeszcze przed wyborami sygnalizował zamiar przejścia do biznesu (w magistracie nadzorował mienie komunalne). Prawo zgłoszenia jego następcy - zgodnie z umową z prezydentem - przypadało miejskiej PO. Jej ówczesny szef Tadeusz Arłukowicz zarekomendował właśnie Andrzeja Meyera, prowadzącego od lat biuro podatkowe. Tym sposobem wilk był syty, i owca cała. Prezydent otrzymywał gwarancję właściwej ciągłości w nadzorze nad newralgiczną - z punktu dochodów własnych miasta - działką, natomiast Platforma utrzymała status quo w układzie władzy.

Już na początku wiceprezydentowania Andrzej Meyer w wywiadzie udzielonym „Porannemu” zadeklarował, że miasto nie tyle będzie szukało inwestorów, bo to tak wyglądałoby, jakby tylko chodziło i prosiło, żeby ktoś coś kupił. - Nie możemy być akwizytorem. Raczej przygotowujemy tereny pod inwestycje i prezentujemy naszą ofertę na różnego rodzaju targach - uzasadniał swój punkt widzenia.

W tym pierwszym okresie urzędowania białostoccy orędownicy ochrony zabytków wiązali z nim nadzieję, że będzie bronił przestrzeni miejskiej przed zakusami deweloperów. Czar prysł, gdy nie udało się uchronić białostockiej Chłodni. Później nie tylko oni mieli zastrzeżenia do forsowanego przez departament urbanistyki (nadzorował go Andrzeja Meyera) - planu miejscowego, który zakładał budowę wysokich bloków na zabytkowych Dojlidach. O samych deweloperach Andrzej Meyer mówił „Porannemu”: „Deweloper to przecież nie żaden diabeł. To właściciel terenu, który buduje mieszkania dla białostoczan. Żaden deweloper nie będzie jednak inwestował pieniędzy w coś, czego potem nie sprzeda”.

Najbardziej spektakularny sukces wojewody w fotelu wiceprezydenckim miał wymiar pozamaterialny i zbiegł się w czasie z kampanią przed referendum przeciwko zbyciu udziałów przez gminę w MPECu. Pod nieobecność wiceprezydenta Adama Polińskiego oraz skruszeniu dotychczasowego zaplecza prezydenta Tadeusza Truskolaskiego w radzie miasta i jego słowach, że nie weźmie udziału w zaplanowanym na 26 maja 2013 roku głosowaniu, Andrzej Meyer de facto samotnie prowadził polemiki z przeciwnikami sprzedaży miejskiej spółki cieplnej.

Z kolei za największą porażkę można uznać sprawę odstąpienia od umowy użyczenia boisk Miejskiemu Ośrodkowi Szkolenia Piłkarskiego. W uzasadnieniu niekorzystnego dla miasta wyroku sędzia mówił o niezbyt uczciwym zachowaniu ze strony gminy, która mogła też zastosować „zwykłe kontrahenckie przypomnienie”, a nie zrywać umowę bez uprzedzenia żądając natychmiastowego opuszczenia terenu. Tak druzgocącej krytyki władze miasta nie słyszały na sali sądowej od czasu wyroku za odbiór oczyszczalni odcieków w Hryniewiczach.

Bagaż samorządowy na progu wiosny 2013 roku nabrał dodatkowego obciążenia. Andrzej Meyer stał się jednym z bohaterów audiopliku upublicznionego przez Mikołaja Mironowicza. Radny SLD nagrał swoją rozmowę z radnym klubu PO, a de facto Forum Mniejszości Podlasia, Stefanem Nikiciukiem, który namawiał go do zmiany barw klubowych w radzie miasta. Mówił, że Meyer pomoże mu w pracy. - (...)To facet, który wie, co mówi, i dotrzymuje słowa. Dadzą ci robotę, lepszą niż w tej chwili masz (...).

Andrzej Meyer odciął się od tych słów i zarzekał się, że prawdą jest tylko to, że dotrzymuje słowa. Prokuratura umorzyła sprawę, a afera nie przeszkodziła wiceprezydentowi w zostaniu coraz bardziej wpływową postacią białostockiej i podlaskiej Platformy. Z czasem jako sekretarz regionu stał na straży procedur i cnoty partyjnej, by w końcu zostać prawą ręką lidera podlaskiej PO Roberta Tyszkiewicza. Szczególnie było to widać tuż po ubiegłorocznych wyborach do sejmiku, gdy obaj nadzorowali wynegocjowaną z PSL umowę koalicyjną. Przy wyniku, który osiągnęli ludowcy i sam ich lider Mieczysław Baszko, nie było żadnych szans na utrzymanie fotelu marszałka przez PO. Ale za to sejmik zablokował, choć PSL uznał to za niedotrzymanie umowy, wybór byłego radnego PO Cezarego Cieślukowskiego do zarządu województwa.

Z tego punktu widzenia rekomendacja lidera podlaskiej PO, który ledwie co wyszedł obronną ręką z szefowania ogólnokrajowej kampanii samorządowej, by to Andrzej Meyer zasiadł w fotelu wojewody wydawała się logiczna. Dla regionalnej Platformy, która utraciła wpływ na wiele podlaskich samorządów, ostatnią deską oddziaływania był nadzór wojewody. A do tej roli Andrzej Meyer nadawał się idealnie. Przede wszystkim ze względu na znajomość prawa. Bez względu na to, czy przepisy miały wydźwięk ogólnokrajowy czy tylko statutowo-partyjny. Zresztą na ostatnich zjazdach miejskiej i regionalnej Platformy charakterystyczne było to, że był strażnikiem procedur formalno-prawnych. Jeśli delegaci mieli kłopot z interpretacją, to od razu zwracali się do Andrzeja Meyera, który z pamięci przytaczał wykładnie nawet sprzed kilku lat.

Tym bardziej sprawa z nadużyciem zaufania w obrocie gospodarczym odnośnie magazynu przy Węglowej ma wydźwięk paradoksu. Bynajmniej nie przez pryzmat aneksu do umowy z dzierżawcą magazynu, czy zawartej w nim kwoty. Pod pręgierzem prokuratury stanął polityk, który paragrafom się nie kłaniał. Bo znał je na wylot i był z z nimi za pan brat bardziej niż z niektórymi działaczami partyjnymi. Oddzielną historią pozostaje to, czy zarzut prokuratorski znajdzie potwierdzenie w akcie skierowanym do sądu. Bo nie raz było tak, że z zapowiedzianej szumnie dużej chmury wyszła posucha.

Nadużycie zaufania w obrocie gospodarczym

taki zarzut usłyszał w piątek w białostockiej prokuraturze wojewoda Andrzej Meyer (jest nim od 22 grudnia 2014 r). Mają one związek z jego pracą w magistracie. Jako zastępca prezydenta aneksował umowę łączącą miasto ze stowarzyszeniem Pogotowie Kulturalno-Społeczne, które zajmowało jeden z magazynów na Węglówce. Prokuratura uważa, że tak doprowadził gminę do 4,5 mln zł straty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny