Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Amerykancki sen"

Jerzy Szerszunowicz
Osiem i pół tysiąca w trzy tygodnie. Z San Francisco do Nowego Jorku. Plus minus podobna odległość jak z Nowego Jorku do Polski - mówi Marek Włodzimirow
Osiem i pół tysiąca w trzy tygodnie. Z San Francisco do Nowego Jorku. Plus minus podobna odległość jak z Nowego Jorku do Polski - mówi Marek Włodzimirow fot. Wojciech Oksztol
Rozmowa z Ireneuszem Prokopiukiem i Markiem Włodzimirowem

Kurier Poranny: Ile kilometrów przejechaliście?

Marek Włodzimirow: Osiem i pół tysiąca w trzy tygodnie. Z San Francisco do Nowego Jorku. Plus minus podobna odległość jak z Nowego Jorku do Polski.

Ile kosztuje taki wypad?

Marek: Siedem tysięcy od głowy. Było nas trzech. Zrzuciliśmy się.

Irek Prokopiuk: Samochód wynajęliśmy za około dwa tysiące złotych. Dolary potaniały, więc przelicznik jest dobry.

Zawarliście jakieś znajomości?
Marek: Nie mieliśmy czasu się integrować. Musieliśmy trzymać tempo, żeby zdążyć na samolot. Amerykę oglądaliśmy zza szyby samochodu.

Czym się kierowaliście, planując trasę?
Marek: Andrzej, zwany Kirgisem, z którym podróżowaliśmy, wytyczył trasę. Nastawiliśmy się przede wszystkim na przyrodę.

Jechaliście jak najkrótszą drogą do Nowego Jorku?

Irek: Generalnie tak. W Kalifornii plątaliśmy się sporo po parkach narodowych. A poza tym trzymaliśmy się autostrady. Jak to w Ameryce: jedzie się, widzisz tablicę, że jakaś atrakcja w okolicy, to zbaczasz. Tam są takie przestrzenie, ze inaczej nie można. Zresztą do każdego parku narodowego można wjechać samochodem.

Marek: Docierasz na punkt widokowy, robisz fotki, rozglądasz się i w drogę. Gdyby chcieć się plątać po bezdrożach, to można przepaść na całe miesiące.

Chyba nie zawsze łatwo się dogadać trzem facetom zamkniętym w samochodzie...

Irek: Nie pozabijaliśmy się. Uratowała nas wysoka kultura osobista (śmiech).

Marek: Trzech testosteronowych samców po trzydziestce zamkniętych w metalowej puszce przez trzy tygodnie to sport bardzo ekstremalny.

Irek: Różne osobowości, różne oczekiwania... Każdy co innego chce zobaczyć.

Marek: Upał taki, że klimatyzacja nie pomaga. A jak jest gorąco, to system nerwowy wariuje: jesteś nabuzowany, wszystko cię irytuje. A cały czas wisi nad głową świadomość, że musimy być w Nowym Jorku na czas, bo mamy samolot.

Nie zdarzyła się żadna poważna wpadka?
Marek: Nie. Przejechaliśmy Amerykę na łysych oponach, bez GPS-u. Pani, która nam wynajmowała samochód, zdziwiła się, że chcemy taki mały wóz, a że bez nawigacji, to już w ogóle nie do pomyślenia.

Irek: Musieliśmy ciąć koszty: GPS to każdego dnia parę dolarów w plecy. Ale nie błądziliśmy.

Marek: W miastach jest trochę problemów. Ratowaliśmy się w ten sposób, że fotografowałem mapę i powiększaliśmy odpowiedni fragment w okienku aparatu. Poszło bez większych problemów.

Irek: Nawet w Nowym Jorku, gdy już dojechaliśmy, kumpel trzema SMS-ami doprowadził nas pod odpowiedni adres.

Jak na rasowych filmowców przystało, przywieźliście nie tylko wspomnienia.

Marek: Zrobiłem godzinny "Amerykancki sen", który można oglądać na YouTube. Irek nakręcił swoją wersję wycieczki, ale jeszcze czeka na zmontowanie.

Irek: Oczywiście skręciliśmy kumplowi wesele.

Marek: Zrobiłem też cykl dwudziestu reportaży do naszego internetowego Radia Bałaćko (www.radiobalacko.pl). To takie robione na gorąco analizy "amerykanckiej" rzeczywistości.

Dlaczego "amerykanckiej"? Nabijacie się z Ameryki?
Marek: To takie przymrużenie oka, próba stworzenia dystansu do amerykańskiego mitu.

Irek: Każdy ma własne wyobrażenia o tym, jaka jest, czym jest Ameryka. Najczęściej wydaje nam się tu, w Polsce, w tej części Europy, że to taki raj ze szkła i aluminium. A tymczasem zajeżdżasz do Nowego Jorku...

Marek: ... a tam szczurownia: gryzonie latają po ulicach, brudno, śmierdzi. To zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością ubawiło nas na tyle, że chcieliśmy się tym podzielić z tymi, którzy w Stanach jeszcze nie byli.

Wszystko poszło w jedną stronę: z pomnika na bruk? Wyobrażaliście sobie cuda, a zobaczyliście śmietnik?

Marek: To nawet nie jest tak, że coś sobie sam wyobrażasz. Po prostu kupujesz wizję sprzedawaną w filmach, głowę masz nabitą obrazami z kina. Na przykład te wieżowce w Nowym Jorku: zawsze myślałem, że to takie przeraźliwie wielkie. No i są wielkie, ale jakieś znacznie mniejsze niż w kinie, niż w twojej głowie. Albo Hollywood...

Irek: Taki jarmark - jak w Polsce, tylko waty cukrowej brakuje.

Marek: Idą ludzie z balonikami, zajadają się popcornem i wyglądają gwiazd, których nie ma. Brudno, głośno - nic ciekawego.

A czego się spodziewaliście?

Marek: Sam nie wiem. Wielokrotnie oglądało się w telewizji relacje z Alei Gwiazd: słynni ludzie w błyskach fleszy, pełna pompa. Wyobrażasz sobie nie wiadomo co. A tymczasem zajeżdżasz w środku dnia i widzisz najzwyczajniejszy w świecie deptak - taki wąski chodniczek z mnóstwem wbetonowanych gwiazd z nazwiskami, które w większości nic ci nie mówią.

Podróż bez przygód, nieprzyjemnych wpadek?

Irek: W zasadzie tak. Raz mieliśmy sytuację podbramkową: droga zaczęła nam się kończyć. Najpierw pięła się pod górę, a potem zrobiła się taka wąska, że nie było jak zawrócić. Zbliża się zmierzch, nie wiadomo, na ile starczy paliwa. Wszystko przez to, że zamiast trzymać się trasy, pojechaliśmy na skróty.

Marek: Przez moment poważnie zastanawialiśmy się, czy nie rozpalić ogniska i czekać, aż zauważy nas jakiś samolot czy helikopter. Na mapie wyglądało to jak kawałek zieleni, w praktyce okazało się trasą nie do pokonania. I to jest właśnie w Stanach fascynujące: ogromne przestrzenie. Jeżeli zjedziesz z autostrady, to może się okazać, że dzień minął i nigdzie nie dojechałeś. Przyroda jest naprawdę dziewicza. Są miejsca, w których nie ma stacji benzynowych, kończy się zasięg komórek, ludzi też nie uświadczysz. Zero cywilizacji. Jesteś zdany na siebie. To jest wspaniały, dziki kraj.

Irek: To trochę jak na Syberii, z tą różnicą, że cieplej, więcej stacji benzynowych i bez porównania lepsze drogi.

Marek: Nauczyłem się też zmieniać pas ruchu bez kierunkowskazów. Na autostradach nie było sensu "mrygać" - jak ktoś nawet jechał, to w takiej odległości, że i tak by nie zauważył. Nazwaliśmy to wachlowaniem pasami.

Próbowaliście sprawdzić, jak szybko da się pojechać autostradą?

Marek: Nie bardzo się da: policja jest czujna i sprawna. Poza tym tam jest taki zwyczaj, że jak ktoś zauważy pirata, to zaraz dzwoni na policję.

Irek: Raz jechałem 100 mil na godzinę. Krótko, na próbę.

Marek: Raz przekroczyliśmy na terenie parku narodowego prędkość o 10 mil na godzinę i przyłapała nas policja. Tam nie ma przyjacielskich pogawędek: masz siedzieć z rękami na kierownicy, policjant podchodzi bokiem z ręką na gnacie. Muszę przyznać, że czułem się niewyraźnie.

A ceny? Przeżyliście szok?

Marek: Raczej kolejne zaskoczenie na plus. Wcześniej byliśmy przez dwa tygodnie w Londynie: nie ma porównania. W USA ceny są przystępne. Najprzyjemniej czułem się na stacjach benzynowych, kiedy mówiłem "do pełna". W Polsce rzadko rzucasz takie hasło i nie kojarzy ci się to z żadną przyjemnością. W Stanach czułem się jak panisko - litr benzyny kosztował nas w przeliczeniu około dwóch złotych.

Irek: Podróżowaliśmy na przełomie sierpnia i września. We wrześniu ceny lecą na łeb. Nagle okazało się, że stać nas nie tylko na jedzenie, mieszkanie czy paliwo, ale też możemy zrobić normalne zakupy w markowych sklepach z ciuchami.

Ktoś zauważył, że jesteście z Polski?

Marek: Tam wszyscy są skądś. Poza tym Amerykanie są przyzwyczajeni do przemieszczania się.

Irek: Język też nie jest problemem: jest tyle akcentów, tyle nacji, tylu ludzi, że każdy jest obcy i wszyscy są u siebie.

Chcielibyście kiedyś powtórzyć taką podróż?
Marek: Choćby zaraz. Nawet gdybym miał jechać tą samą trasa co do metra, to nie zastanawiałbym się ani chwili.

Irek: Super byłoby zobaczyć to wszystko jeszcze raz.

Marek: Nawet nie same krajobrazy, ale poczuć ten luz, przestrzeń.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny