Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amazonki : Rak to nie wyrok!

Agata Sawczenko
Od lewej: Łucja, Regina, Marylka - białostockie amazonki, którym radość daje niesienie pomocy innym kobietom
Od lewej: Łucja, Regina, Marylka - białostockie amazonki, którym radość daje niesienie pomocy innym kobietom Fot. Bogusław F. Skok
To niby taki banał, gdy się mówi, że po raku jest życie. Ale one w to wierzą. I udowadniają, że to proste zdanie jest prawdą. Że mimo choroby można być aktywnym, można pomagać i sobie, i innym.

- Trzeba tylko przewartościować pewne sprawy. Ale to jest już najprostsze - mówią Regina Zalech, Maryla Jędryczek i Łucja Toczydłowska - amazonki.

Czytała, że trzeba badać piersi

Regina Zalech, sześć lat po operacji. - To niby mało. Ale ja na to patrzę jak na sześć lat darowanego życia - mówi.

Guzek w piersi, taki jeszcze mały, wielkości ziarnka grochu, odkryła sama. Mimo że już kilka lat była pod opieką onkologa, regularnie się badała, robiła mammografię, USG. Pamięta. Wyczuła go w piątek, po południu.

- I nie byłam w stanie czekać do poniedziałku. Pobiegłam na prywatne badanie. USG, nakłucie i zaraz wynik, który potwierdza, że to nowotwór złośliwy - wspomina.

O Marylce Jędryczek koleżanki mówią: ewenement. Po operacji jest już 35 lat.

- Właśnie minęło w lutym - mówi.

Ona też sama odkryła guz. Późno, był już ogromny. A kilka miesięcy wcześniej czytała w "Urodzie", że trzeba badać piersi. Była instrukcja, więc to zrobiła. I nic. Potem, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, oglądała telewizję. Chciała się podrapać.

- I czuję, że mam guz. Wielki jak jajko. Nogi się ugięły - wspomina. - Ale nic nikomu nie powiedziałam. Święta się zbliżały. Nie chciałam psuć nastroju.

Do lekarza poszła zaraz po Nowym Roku. Trzeba operować. Ale jak tu kłaść się do szpitala, kiedy mama zmarła dwa miesiące wcześniej, a tata ma słabe serce? Jak mu teraz powiedzieć o raku?!

- Więc powiedziałam tacie, że wyjeżdżam na kurs do Warszawy. Jeszcze chciał mnie na dworzec odprowadzić. Mówię mu: Nie żartuj!

Miała wrócić za dwa tygodnie. Minęły, a ona ma jeszcze szwy niezdjęte.

- Więc dawaj dzwonić do domu. Tata: Co się stało?! A ja, że złamałam obojczyk i jestem w szpitalu.

Gdy wróciła do domu, robiła dobrą minę do złej gry. Poszła do pracy. Na szczęście miała oparcie w rodzinie. Pomagała siostra, z Częstochowy, przyjechały kuzynki ojca. Mówią mu: Jesteś naszym bratem, musimy ci pomóc po śmierci żony. Ale o moim raku ani mru-mru - nic nie powiedziały. Uwierzył. Niestety, zmarł po dwóch miesiącach.

Łucja Toczydłowska o raku dowiedziała się też przed Bożym Narodzeniem. Sześć lat temu.

Budzisz się po operacji. Dotykasz piersi. Jest czy nie ma?

- Obserwowałam wciąganie się sutka. Ale jak byłam na wizycie u ginekologa, to zapomniałam o tym powiedzieć. Zawsze pośpiech jest w gabinecie - tłumaczy.

Jednak to ją intrygowało. Umówiła się na następne spotkanie. I wszystko potoczyło się szybciutko. Skierowanie na USG, biopsja. Lekarz dał jej swój numer telefonu. Zadzwoniła o 22 po wyniki. - Operacja - powiedział.

O guzie powiedziała tylko mężowi. Mamę powiadomili w przeddzień operacji.

W chorobie jest wiele trudnych momentów. Gdy budzisz się po operacji i dotykasz piersi: jest czy nie ma? Albo potem, gdy co roku musisz powtarzać badania. I te myśli: jest dobrze czy nie? Każda się denerwuje. Albo gdy po chemii zaczynają wypadać włosy.

- Myłam włosy i nagle zaczęły mi zostawać w rękach całe ich garście. Dramat! - wspomina pani Łucja. Ale nie mogła się zdecydować na perukę.

- Gdy kończyło się zaświadczenie upoważniające do odbioru peruki, poszłam z córką wybrać jakąś. Nałożyłam. Zdjęłam. Wyszłam. Wiedziałam, że to ponad moje siły. Porwałam skierowanie. Poszłyśmy do domu.

Niektóre panie zamykają się w sobie. Nie mówią nikomu, nie chodzą na rehabilitację. Buntują się, mają żal do siebie, do męża, znajomych.

- Bo od razu przychodzi taka myśl: dlaczego akurat ja? - przyznaje pani Regina,
- A dlaczego nie? - uśmiecha się pani Marylka. - Ta choroba przecież, mimo wszystko, w jakimś stopniu każdej z nas pomogła. Pomogła przewartościować życie, znaleźć to, co naprawdę ważne. I pokazała, że nie trzeba przejmować się głupotami.

Pani Marylka do Amazonek trafiła po kilkunastu latach, wtedy dopiero zaczął tworzyć się w Białymstoku klub.

- Wcześniej rak to był temat tabu - przyznaje.

Któregoś dnia Wala, koleżanka, mówi jej: Chodź na szkolenie dla ochotniczek, masz pogodne usposobienie, nadajesz się. Nie poszła. Za to za rok zapisała ją już bez pytania. Tak pani Marylka zaczęła odwiedzać chore kobiety w szpitalu.

- Gdy wchodzę na salę, szukam kobiet, które mają takie klinki na łóżku. Bo po operacji ręka musi leżeć wyżej. Jak klinek jest, to ja już wiem, że to moja koleżanka - mówi Marylka.

Rozmawiam z kobietami, jak mają dalej żyć

Opowiada, że jest po takiej samej operacji. Rozmawiają o tym, jak żyć. Co można, czego nie. Że rehabilitacja jest ważna. Niektóre są rozmowne, walczą, nie poddają. się. Mówią: To nic takiego. Dam sobie radę. Inne przeżywają utratę piersi.

- Więc pokazujemy im, że na co dzień nikt nie widzi, że nie masz piersi. Że są protezy, specjalne biustonosze - opowiada pani Maryla.

Czasem pytają: Która to pierś?
- A ja wtedy: Zgadnij!

Niektóre są załamane. Boją się, że to już koniec.

- Kiedyś spotkałam trzydziestoparolatkę. Mówię jej, że jestem już 35 lat po operacji. Obliczyła sobie szybciutko i mówi: To pani była taka jak ja! Widziałam w jej oczach błysk nadziei! To życie przede mną!

Bywa, że ktoś mówi: Nie chcę, dziękuję. Tak było z Reginą.
- Zamknęłam się w sobie, nie chciałam z nikim rozmawiać - przyznaje.

To chyba dlatego, że zawsze była bardzo energiczna, cały czas coś robiła.

Pracowała w szkole, cały czas z ludźmi.

- Ja? Na zwolnienie? Nigdy w życiu!

A okazało się inaczej. Od razu po operacji poszła na wcześniejszą emeryturę. Koleżanka, też nauczycielka, z bloku obok, namówiła ją, by poszła na spotkanie amazonek. Wkręciła się. Jest w swoim żywiole.

- O, dziś byłam w MOPR, później w urzędzie miasta. Teraz przyszłam tutaj, ale zaraz lecę do Alfy, bo tam będzie festyn.

Organizuje wyjazdy integracyjne, ogniska, pielgrzymki, konferencje. Myśli, jak tu zrobić warsztaty dla amazonek i ich partnerów. Bo przecież i jedne, i drudzy mogą nie radzić sobie z tym, że nagle ciało kobiety się zmieniło.

- W tym roku na turnus rehabilitacyjny jedziemy do Ustronia Morskiego. Niedługo jedziemy na wycieczkę

Bo amazonki umieją cieszyć się życiem. Są zadbane, uśmiechnięte, wesołe. Lubią żartować. Kiedyś na jakiejś wycieczce poszły na zabawę. Na salę weszło z 40 kobiet naraz.

- A co to? - Zdziwił się jakiś mężczyzna.
- Zgromadzenie klarysek bosych! - odpowiedziały.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny