Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Sosna - wiceprezydent Białegostoku, kolekcjoner pocztówek

Krzysztof Jankowski
Dzięki starym pocztówkom możemy dowiedzieć się, jak przed ponad stu laty wyglądał nasz kawałek świata - mówił Aleksander Sosna podczas spotkania w bielskim muzeum
Dzięki starym pocztówkom możemy dowiedzieć się, jak przed ponad stu laty wyglądał nasz kawałek świata - mówił Aleksander Sosna podczas spotkania w bielskim muzeum Fot. Krzysztof Jankowski
Ponad tysiąc pocztówek z wizerunkiem cerkwi ma w swojej kolekcji Aleksander Sosna - wiceprezydent Białegostoku. Część z nich można zobaczyć w bielskim muzeum w ratuszu.

Autor kolekcji opowiadał o swojej pasji gościom kolejnego spotkania z cyklu "Muzealny wieczór przy herbacie".

- Zbieractwo jest jak narkotyk. Wciąga - śmiał się prezydent Aleksander Sosna.

Buty zżarła świnia

Zdaniem Aleksandra Sosny pocztówki mają wielką moc, bo upamiętniają życie sprzed lat.

- Dziś posługujemy się e-mailami lub SMS-ami. Praktycznie zaprzestaliśmy wysyłania pocztówek. Zastanówmy się: Co po nas zostanie przyszłym pokoleniom? - pytał Aleksander Sosna. - Gdyby nie żołnierze niemieccy, którzy pisali do swoich matek, żon i kochanek, nikt by nie widział pocztówek i nie byłoby większości pamiątek Podlasia sprzed stu lat.

Ich wartość jest tak duża, że wykorzystywano je przy rekonstrukcji zabytków. Ciekawa jest też treść pocztówek sprzed lat.

- Myślę, że nie zdradzę tajemnicy korespondencji, jeśli opowiem o jednej z najśmieszniejszych pocztówek z mojej kolekcji - mówił Sosna. - Ludzie pisali do siebie o wszystkim. Np. w latach 60. kobieta z Trzciannego prosiła męża w Białymstoku, by przywiózł dziecku nowe buty, bo poprzednie... zżarła świnia.

Cerkiew to symbol cara

Pierwsze karty pocztowe powstały około 1870 roku. Wydawano je w kilku krajach, ale najpopularniejsze były w Niemczech. - Początkowo na awersie pisano krótką informację pod obrazkiem. Cały rewers był przeznaczony na adres - opowiadał Aleksander Sosna.

Dopiero w 1904 roku nastąpiła reforma pocztówki. - Przyjęła ona dzisiejszą formę z rewersem podzielonym na dwie części: z treścią korespondencji i adresem - mówił kolekcjoner. - Z regulaminu Poczty Polskiej wynika, że do dziś i pocztówka, i list muszą mieć jednego adresata. Czyli wpisujemy imię i nazwisko tylko jednej osoby.

Największy rozkwit popularności pocztówki przypada na okres I wojny światowej. Na Podlasie dotarły one z niemieckimi żołnierzami.

- W każdej niemieckiej kompanii był oddział, który fotografował zdobyte okolice. Niemcy najchętniej robili sobie zdjęcia z cerkwiami, bo były dla nich symbolem podbicia ziemi carskiej - opowiadał Aleksander Sosna.
Dlatego na wielu zdjęciach w kolekcji widnieją tabory wojskowe.

Żołnierze w piżamach

- Niemiecka poczta wojskowa obsługiwała od półtora do dwóch milionów kart dziennie! Nic dziwnego: ich wysyłanie było darmowe, a był to najlepszy sposób na kontakt z bliskimi - mówił Sosna.

W kolekcji białostoczanina są pozycje niezwykłe. Np. pocztówka ze zdjęciem cerkwi i cmentarza w podbielskim Augustowie. Stoją na niej żołnierze niemieccy i rosyjscy jeńcy.

Pocztówka z Ciechocinka pokazuje Niemców w piżamach, obok cerkwi przebudowanej na potrzeby domu zdrojowego. Wreszcie karta z twierdzą w Dęblinie pokazuje złotą wieżę cerkwi zamaskowaną igliwiem.

- Niemcy często wykorzystywali cerkwie jako magazyny broni - opowiadał Aleksander Sosna. - Były to budynki suche, nie groziły zalaniem, ani pożarem.

Cenzor na fotografii

Niemieckie pocztówki stanowią 80 proc. kolekcji białostockiego deltiologa. Znacznie mniej jest kart polskich i carskich. - Są to karty w gorszym stanie. Papier jest słabszej jakości, no i słowiańskie społeczeństwa zapewne przywiązywały do nich mniejszą wagę - mówił Sosna. - Ginęły też jak inne pamiątki podczas tzw. bieżeństwa.

Carskie pocztówki były cenzurowane. - Najczęściej pokazywały parki, sady, przyrodę. A jeśli były już na nich budynki, to w towarzystwie żołnierza lub policjanta, który pilnował prawidłowych ujęć - opowiadał kolekcjoner.

Pocztówki z kolekcji Aleksandra Sosny pokazują zarówno cerkwie, ich wnętrza, jak też plenery miast z zarysowanymi konturami świątyń.

- Wyposażenie cerkwi zależało od majętności stacjonujących w pobliżu wojsk carskich - mówił autor wystawy. - Jeśli w garnizonie było wielu żołnierzy, w których żyłach płynęła błękitna krew, to cerkiew była bogata. Jeśli zaś przedstawicieli rodzin carskich brakowało, to wyposażenie świątyni było skromne.

Jedną z ciekawszych pocztówek w kolekcji Sosny jest ta przedstawiająca cerkiew koszarową w Bielsku Podlaskim. Świątynia była bardzo skromna, a znajdowała się w zwykłym budynku koszarowym, za torami, w pobliżu dzisiejszej Wojskowej Komendy Uzupełnień.

Arseniusz to konkurent

Aleksander Sosna najbardziej ceni sobie pocztówki, o których mówi, że są "fotograficzne".

- Bo w przeciwieństwie do oficjalnych wydawnictw drukowanych oddają one ówczesne życie bez retuszu. Można z nich wyczytać wiele szczegółów dotyczących naszego świata w tamtych czasach - twierdził Aleksander Sosna.
Podkreśla też, że ich zdobycie wymaga dużo wysiłku.

- Gdy zaczynałem je kolekcjonować nie było Internetu i aukcji w sieci. Trzeba było jeździć po świecie i szperać po straganach ze starociami - opowiada. - W Kolonii potrafiłem w ciągu ośmiu godzin przewertować 10 tysięcy pocztówek, by znaleźć jedną mnie interesującą. Taka podróż męczy fizycznie, ale jak podbudowuje psychicznie!

Białostocki deltiolog przyznaje, że w swojej specjalności - pocztówek z wizerunkiem cerkwi - nie ma w kraju godnych rywali.

- Ale z drugiej strony każdy kolekcjoner pocztówek z wizerunkami miast jest dla mnie potencjalnym konkurentem - mówił. - Pan Arseniusz zbiera pocztówki z wizerunkiem Bielska. Na nich przecież też są cerkwie. Dlatego musimy konkurować - wskazywał na bielskiego kolekcjonera Arseniusza Artysiewicza.

Podpisz zdjęcia rodzinne

Sosna podkreślał też, że z pocztówkami jest jak ze zdjęciami - by po latach wiedzieć, co prezentują, muszą być podpisane.

- Pocztówki bez podpisów są co prawda tańsze, ale znacznie trudniej jest je rozszyfrować - mówił. I apelował do bielszczan: - Jeśli zajdziecie państwo do domów i będziecie mieli wolną chwilę, weźcie rodzinne albumy i sprawdźcie, czy zdjęcia są podpisane. Bo pamięć o postaciach na fotografiach trwa dwa, trzy pokolenia. Potem nazwiska przodków zacierają się w pamięci rodziny i fotki bez podpisów stają się martwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny