Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Sosna. Już nigdy nie będzie takiego bramkarza w magistracie

Tomasz Maleta [email protected]
Taką paradą popisał się Aleksander Sosna w meczu urzędnicy kontra dziennikarze rozegranym w 2007 roku
Taką paradą popisał się Aleksander Sosna w meczu urzędnicy kontra dziennikarze rozegranym w 2007 roku Wojciech Wojtkielewicz
Nieważne jak się zaczyna, ale jak kończy - tak Aleksander Sosna cytując innego posła odpowiedział po ślubowaniu na stwierdzenie, że trafił na Wiejską tylko na rok. Sprawdzamy, z jakim bilansem po 90 miesiącach zakończył wiceprezydenturę w białostockim magistracie.

Aleksander Sosna trafił do pracy w budynku przy ul. Słonimskiej 1 na przełomie 2006/2007 roku jako przedstawiciel środowisk mniejszościowych. Objął pieczę nad dbaniem o dziedzictwu wielokulturowe miasta. Uporządkowania wymagały zwłaszcza sprawy związane ze śladami po społeczności żydowskiej, szczególnie miejsca jej pochówku. Jeśli chodzi o administrację komunalną, to Aleksandrowi Sośnie przypadła szeroko pojęta sfera bezpieczeństwa. Inspektor pracy otrzymał posadę, w której świetnie mógł wykorzystać dotychczasowe doświadczenie. Jednak to nie przez nadzór nad strażą miejską, a odpadami stał się specfunkcjonariuszem od śmieci.

Najważniejszy problem, z którym walczył, to zapchane do granic możliwości wysypisko w Hryniewiczach. Zaplanowano tu budowę trzeciego pola składowego, jednak za nim powstało, śmieci białostoczan przez ponad rok jeździły do Mławy (dziennie po 10 transportów roczny wywóz kosztował 15 milionów złotych).
Drugim projektem, który wiceprezydent Sosna może zapisać na swoim koncie z adnotacją załatwione, to wybór lokalizacji kolejnej białostockiej nekropolii. Początkowo planowano ją w okolicach Lasu Turczyńskiego, ale nie zgadzali się mieszkańcy pobliskiego osiedla. Ostatecznie po wielu perturbacjach nowym miejscem ostatniego spoczynku białostoczan stały się podsupraskie Karakule. Wiceprezydentowi udało się odkupić od proboszcza tereny przylegające do parafialnego cmentarza.

Odpukajmy w sosnę

To było apogeum wiceprezydentury Aleksandra Sosny. Do pewnego czasu bardzo szczery, życzliwy i otwarty, nagle zrobił się zamknięty, wycofany i bardzo ostrożny. Nadal zajmował się śmieciami, ale najważniejsza inwestycja gminy - budowa spalarni jako części zintegrowanego systemu gospodarki odpadami - przeszła pod nadzór wiceprezydenta Adama Polińskiego. Już wtedy pierwszy zastępca Tadeusza Truskolaskiego tłumaczył na konferencjach prasowych niuanse gospodarki odpadami. Jeśli w tej roli pojawiał się Aleksander Sosna, to raczej z konieczności, wynikającej z absencji wiceprezydenta Polińskiego. Tak było zwłaszcza w najważniejszym momencie rewolucji śmieciowej, czyli komunalizacji odpadów od 1 lipca 2013 roku .

- Odpukajmy w niemalowane drewno, w sosnę - żartował wiceprezydent Aleksander Sosna podczas jednej z takich przymusowych konferencji poświęconych zasadom przetargu na wywóz odpadów komunalnych. Tyle że mieszkańcom zupełnie nie było do śmiechu. Bo też ferment w śmieciach, który służby komunalne zgotowały białostoczanom, na długo pozostanie w pamięci. A ponieważ z godnie z podziałem kompetencji między zastępcami prezydenta za stan czystości w mieście odpowiadał wiceprezydent Sosna, nic dziwnego, że na jego głowę posypały się gromy. Jednak z chwilą, gdy do pracy powrócił wiceprezydent Poliński, Aleksander Sosna zamilkł.

Podobnie jak wcześniej w sprawie napisów "Bóg, Honor, Ojczyzna" zawieszonych w październiku 2011 roku na pomniku Bohaterów Ziemi Białostockiej. Początkowo Aleksander Sosna zapowiedział, że nielegalny memoriał zostanie usunięty. Po reakcji prezydenta Tadeusza Truskolaskiego już nie zabierał głosu na ten temat. To był kolejny dowód na coraz słabszą pozycję Aleksandra Sosny w kwartecie wiceprezydentów.

Bitwa przegrana, macewy zabrane

Co prawda rok 2013 rozpoczął od śmiałej deklaracji, że szczątki odkopane podczas pracy przy budowie opery spoczną w końcu na cmentarzu miejskim, to do czerwca nic się nie zmieniło. Gdy przyjrzymy się historii usuwania macew umieszczonych w fontannie na Plantach (wbrew wcześniejszym deklaracjom sprzed kilku lat zostały wyjęte dopiero w maju), taka zwłoka nie dziwi. Z drugiej strony wiceprezydentowi udało się doprowadzić do uporządkowania tereny przed budynkiem ZUS, gdzie znajdował się dawny cmentarz żydowski.

Zupełnie pogubił się w grudniu 2009. Nadzorowane przez niego firmy odśnieżające nie poradziły sobie z pierwszym atakiem zimy, a i w następnych tygodniach wielu białostoczan miało do nich pretensje. - Przegraliśmy bitwę, ale wygramy wojnę - deklarował Aleksander Sosna.

Paradoksalnie wiceprezydent największe zwycięstwo odniósł nazajutrz po eurowyborach. Nie tylko dlatego, że stał się pierwszym w kolejce do poselskiego mandatu po Barbarze Kudryckiej, ale w końcu w praktyce mógł sprawdzić to, za co w teorii odpowiadał przez lata. Nadzorował ewakuacją magistratu po alarmie bombowym (jak się później okazało fałszywym).

- Komendancie, idziemy! - słowa do Krzysztofa Kolendy, szefa strażników miejskich, wypowiedziane w budynku urzędu wojewódzkiego, gdzie obaj wpadli na chwilę na odbywającą się tam sesję rady miasta, nie pozostawiały złudzeń, kto jest inspektorem od bezpieczeństwa. Dzień później okazało się, że także własnego, bo słowa Aleksandra Sosny o tym, że zdecydował się przyjąć mandat poselski, przy słabnącej pozycji w prezydenckim ogniwie i niepewności wyników jesiennej elekcji, zapewniają ponad 15 miesięcy spokojnego życia. Bez względu na to, co będzie później, jedno jest pewne: już nigdy nie będzie takiego bramkarza w magistracie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny