Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akademia supraska. Jerzy Nowosielski - sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin (zdjęcia, wideo)

(dor)
Akademia Supraska. Nowosielski - sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin - spotkanie promocyjne
Akademia Supraska. Nowosielski - sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin - spotkanie promocyjne Jerzy Doroszkiewicz
"Nowosielski- sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin” to wielka, wspaniale zilustrowana monografia poświęcona sztuce sakralnej Jerzego Nowosielskiego w północno- wschodniej i wschodniej Polsce.

- Nowosielski miał większe szczęście do Małopolski niż do Podlasia – mówiła dr Krystyna Czerni podczas spotkania promocyjnego w Akademii Supraskiej, która właśnie wydany album „Nowosielski- sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin” traktuje jako drugą część książki „Nowosielski w Małopolsce. Sztuka sakralna”.

- W albumie pojawia się dokumentacja dzieł niedokonanych, czyli projektów które nie zostały zrealizowane albo realizacji które zostały ziszczone lub przerobione - opowiadała Czerni. Ponad 580 fotografii specjalnie na potrzeby starannie wydanego albumu katalogu zrobili Piotr Sawicki i Bogusław Florian Skok.

- Przeciętny człowiek nigdy nie zobaczy stworzonej przez Nowosielskiego Golgoty - mówił Skok. To zaledwie 30-centymetrowej wysokości przedstawienie męki Chrystusa przechowywane jest w klasztorze żeńskim na Grabarce.

- Staraliśmy się zebrać wszystkie ślady tworząc jakby katalog podstawowych faktów, które później mogą służyć do analiz - wyjaśniała Krystyna Czerni. - Dopóki nie wiemy co się zachowało, w literaturze jest mnóstwo fałszywych atrybucji i przekłamań.

Na spotkaniu nie zabrakło anegdot dotyczących odbioru malarstwa sakralnego Nowosielskiego przez wiernych. Zarzucali oni na przykład, że malowane postaci są wychudzone.

- Taka była tradycja malowania świętych w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, którzy wszystkie otwory dopuszczające zmysły – oczy, nozdrza, usta, uszy mieli malutkie, żeby skupiać się tylko na sprawach duchowych - wyjaśniała Czerni. - Bardziej nowożytne ikony, rumiane twarze, z loczkami, to większe odejście od ikony, niż proponował Nowosielski.

W albumie można przeczytać wypowiedź-skargę malarza z 1991 roku wydrukowaną jakże symbolicznie przy tekście o zniszczonych przez proboszcza parafii w Dojlidach polichromiach w cerkwi św. Eljasza. „Kościół i cerkiew właściwie zmarnowały moje możliwości. Przecież ja zrealizowałem zaledwie 10 procent z tego, co mógłbym zrealizować. Dlatego, że nasze środowiska kościelne – katolickie czy prawosławne – mają jeszcze bardzo ograniczoną świadomość i nie mają zaufania do sztuki… Tu czuję po prostu krzywdę! Szczególnie ze strony kościoła prawosławnego. Bo najbardziej mi zależało, żeby zaistnieć jako artysta w kościele prawosławnym, a to środowisko minie systematycznie odrzucało”.

- Gust ludu Bożego jest czasem rozpaczliwy – przyznała Krystyna Czerni i dawała przykłady zamalowanych polichromii nie tylko Nowosielskiego. Nota bene – owo zamalowywanie, także w Kościele katolickim ciągle trwa.

- U Nowosielskiego przejmujące i ciekawe było to, że on łączył początek z końcem - zrymowała mu się estetyka malarstwa i awangardy końca XX wieku z taką bardzo surową ascetycznością pierwszych chrześcijan, sztuką koptyjską - wyjaśniała Czerni. - Tę surowość i ascetyczność trudno było przyjąć, bo podobno Polak musi się modlić tam gdzie jest dużo złota, skrzydeł aniołów i trudno poddaje się milczeniu, pewnej powadze.

- W historii często się zdarzało, że artyści przerastali współczesnych – dopowiadał prof. Leon Tarasewicz, duchowy spadkobierca Jerzego Nowosielskiego. - Był w sytuacji dwóch przeciwstawnych biegunów. Nowosielski miał dużą edukację artystyczną i teologiczną, dyskutując z największymi krakowskimi artystami tamtych lat, łącznie z Karolem Wojtyłą czy Tadeuszem Kantorem, na drugim było te 90 procent prawosławnych na których stoi Cerkiew w Polsce. To Białorusini, którzy po wojnie byli ze środowiska chłopskiego, robotniczego. Ciężko od chłopów żądać świadomości artystycznej, którą miał Jerzy Nowosielski. Tłumaczyłem mu, żeby się uspokoił, bo prawosławie na Białostocczyźnie jest takie wiejskie, ludowe. Ludzie mentalnie chcieli przedstawienia, na taką syntezę w sztuce nie byli przygotowani. W tej chwili jest niewielka grupa prawosławnych, która akceptuje to co robił Nowosielski. Nie mielibyśmy Kaplicy Sykstyńskiej gdyby nie autorytet papieża, w Gróku ie byłoby cerkwi i polichromii profesora Adama Stalony-Dobrzańskiego i Jerzego Nowosielskiego gdyby nie autorytet ojca Włodzimierza Doroszkiewicza, późniejszego metropolity Bazylego i nie mielibyśmy w Bielsku Podlaskim malowideł, nie ojciec Leoncjusz Tofiluk. Jeśli proboszcz ma autorytet i jest w stanie wytłumaczyć to wiernym, taka sztuka jest możliwa do wykonania. Z kolei trzech Ukraińców mających bardzo duże pieniądze sfinansowało budowę cerkwi w Białym Borze – bez nich w takim kształcie by nie powstała.

- Tu w Supraślu w 1557 roku Nektariusz skończył malować freski, których nikt nie potrafi skopiować i trzeba było 500 lat czekać, żeby prawosławie miało takiego artystę jakim był Nowosielski – podkreślił prof. Tarasewicz. I dodał, że w tej chwili zostało tak niewiele i tak dużo. - Społeczeństwo dogoni intelektualnie sztukę Nowosielskiego tylko trzeba jeszcze poczekać ze dwa pokolenia - mówił prof. Tarasewicz.

- To był człowiek liturgii – podkreśliła Krystyna Czerni, autorka biografii artysty. - Nawet kiedy miał okres zwątpienia i przez 12 lat uważał się za niewierzącego to zawsze mówił, że i tak chodził do cerkwi dla wielkiej urody tych obrzędów, nie mógł be nich żyć. Powtarza się często jego bon moty, że cała sztuka to jest sacrum, ale tak naprawdę on to precyzyjnie rozdzielał – podkreśliła Czerni. - Prawie nie pozwalał pokazywać swoich ikon w muzeum czy w galerii – przypominała. - Uważał, że ikona nie jest do galerii i handlu tylko do modlitwy i malował je do cerkwi, kościołów i osobom prywatnym, jeśli wiedział że ktoś będzie się modlił. Traktował to bardzo poważnie. Niezrozumienie jego ikon, było dla niego źródłem wielkiego bólu, ponieważ czuł powołanie jako ikonopis i potrzebował je malować. Nie był człowiekiem pysznym i niezdolnym do kompromisów. Często zmieniał malowidła na skutek sugestii duchownych, ale pewnych granic nie był w stanie przekroczyć.

Dobrze, że jest taka książka, daje ludziom jakąś świadomość jaka była wielkość w osobie Jerzego Nowosielskiego, bo wielcy artyści nie rodzą się na kamieniu – mówił prof. Leon Tarasewicz podczas promocji albumu „Nowosielski - sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin”.

- To satysfakcja pracować przy projekcie, który ma duże znaczenie dla kultury polskiej – podsumowała dr Czerni.

- Sztuka daje możliwość rozwoju danej grupie społecznej – przypominał prof. Tarasewicz. - Kiedy powtarza się to samo co było, to taka społeczność się nie rozwija. Całe szczęście, że Jerzy Nowosielski zostawił tak dużą spuściznę i na bazie jego dorobku można się uczyć rozwiązań, które są sednem ikony.

- Chociaż w ten sposób można spłacić dług Nowosielskiemu, który był traktowany lekceważąco na Białostocczyźnie – podsumował prof. Tarasewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny