Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agencja finansowa Grosik. Mariusz i Magdalena przywłaszczyli dwa miliony złotych

Magdalena Kuźmiuk
Prokuratura zgromadziła ponad 200 tomów akt. Na każdej rozprawie w procesie Mariusza B. i Magdaleny T. musiały być rozłożone na stole sędziowskim. To sprawiało wrażenie, że sędzia Janusz Sulima niemal w nich tonął.
Prokuratura zgromadziła ponad 200 tomów akt. Na każdej rozprawie w procesie Mariusza B. i Magdaleny T. musiały być rozłożone na stole sędziowskim. To sprawiało wrażenie, że sędzia Janusz Sulima niemal w nich tonął. Anatol Chomicz
Śledztwo trwało cztery lata, proces półtora roku. W poniedziałek Mariusz B. i Magdalena T., szefowie nieistniejącej już agencji finansowej Grosik, usłyszą wyrok. Według prokuratury, przywłaszczyli prawie dwa miliony złotych. Większość stanowiły pieniądze klientów, którzy w Grosiku opłacali bieżące rachunki.

To jedna ze spraw, w której wielu wątpiło, że kiedykolwiek znajdzie swój finał na sądowej sali. Setki dokumentów, faktur, przesłuchań, protokołów. I rosnąca, praktycznie z dnia na dzień, liczba pokrzywdzonych, którzy w Grosiku opłacali bieżące rachunki za czynsz, prąd, telefon.

Gdy w listopadzie 2005 roku Mariusz B. i Magdalena T. trafili do aresztu, prokuratura zarzuciła im przywłaszczenie 1,2 miliona złotych od 2600 klientów z całego kraju. Gdy w grudniu 2009 roku śledztwo dobiegało końca, suma ta wzrosła do prawie dwóch milionów złotych, a liczba pokrzywdzonych powiększyła się do 8300 osób. Prokuratura zgromadziła ponad 200 tomów akt, a sam akt oskarżenia liczy 400 stron.

W najbliższy poniedziałek sędzia Janusz Sulima w Sądzie Okręgowym w Białymstoku ogłosi wyrok w sprawie Mariusza B. i Magdaleny T.

Grosze po Grosiku

- Mariusz B. założył działalność gospodarczą jako młody człowiek, zaledwie 22-letni. Miał pomysł, który szybko zaczął rodzić zyski. B. szukał kogoś, kto by chciał wejść do firmy i pomógł mu ją rozwinąć. Spotkał Marka S. i Grzegorza I. Razem założyli agencję finansową. Po jakimś czasie współpraca przestała się układać - obrońca Mariusza B. mecenas Andrzej Ostapkowicz opowiada o pierwszej firmie jego klienta.

Agencja finansowa Grosik powstała po tym, jak w listopadzie 2004 roku drogi Mariusza B. i jego wspólników się rozeszły. Byli partnerzy założyli konkurencyjną działalność, ale wcześniej podzielili się z Mariuszem B. punktami kasowymi. Umowa była taka, że nie będą sobie wchodzić w drogę.

Grosik kusił klientów niskimi prowizjami przy pośredniczeniu w płaceniu rachunków. Firma rozwijała się dynamicznie. Miała ponad 200 punktów kasowych w Polsce. Nagle, we wrześniu 2005 roku, właściciele - Mariusz B. i Magdalena T., nagle zamknęli wszystkie. A ich klienci zaczęli dostawać wezwania do zapłaty za rachunki, które w ich przekonaniu dawno opłacili. Okazało się, że pieniądze nie zawsze trafiały na konta odbiorców. Dlatego rachunki trzeba było zapłacić jeszcze raz. Jedni stracili wtedy 20 złotych, inni nawet pięć tysięcy.

Oszukiwali nawet emerytów

- Kwoty te były dotkliwe, ponieważ często byli to emeryci, a im każda zaoszczędzona złotówka jest ważna - podkreśla prokurator Marek Żendzian, który jest oskarżycielem w procesie byłych prezesów Grosika.

Klientem jednego z białostockich punktów agencji był pan Kazimierz z Leśnej Doliny. Gdy dowiedział się o bankructwie Grosika, poczuł się oszukany. - Straciłem kilkaset złotych. Odzyskałem raptem kilkadziesiąt złotych. Wtedy to był duży problem - wspomina.

- Grosik wyłudził ode mnie 94 złotych za trzy rachunki za komórkę. Zapłaciłem z tego powodu tysiąc złotych kary. Tego mi nikt nie zwrócił - napisał na forum Porannego internauta o nicku "d".

Takich przykładów można mnożyć. To tysiące osób z całej Polski. Nie tylko ci, co opłacali w Grosiku rachunki, choć takich osób jest najwięcej. Pokrzywdzonymi są też ludzie, którzy z właścicielami agencji podpisywali umowy na uruchomienie punktów kasowych pod szyldem Grosika, tzw. franczyzobiorcy.

Przeżyli rozpad firmy

Proces 33-letniego dziś Mariusza B. i 34-letniej Magdaleny T. w Sądzie Okręgowym w Białymstoku ruszył pod koniec maja ubiegłego roku. Samo przeczytanie aktu oskarżenia zajęło prokuratorowi kilka rozpraw. Już wtedy było wiadomo, że obrońcy będą chcieli negocjować z nim dobrowolne poddanie się karze. Do ugody jednak nie doszło. Prokuratura zmieniła zdanie i domagała się surowszej kary, na co oskarżeni nie chcieli przystać.

- Nasze ustalenia legły w gruzach na kilkanaście godzin przed rozprawą. Nie było już czasu na zmianę strategii. Ponieważ nie dojdzie do dobrowolnego poddania się karze, linia obrony musi ulec zmianie - podnosił w sierpniu ubiegłego roku mecenas Jan Oksentowicz, obrońca Magdaleny T.

Nie przyznali się do winy

Na rozprawie w październiku Mariusz B. i Magdalena T. przemówili. Ale praktycznie tylko jednym zdaniem. Że nie przyznają się do zarzutów.

- Nigdy nie miałem zamiaru przywłaszczać żadnych pieniędzy. Do ostatniego dnia próbowałem ratować firmę - przekonywał sąd prezes Grosika.

Ponieważ oboje odmówili wyjaśnień, sędzia odczytywał to, co mówili w śledztwie. Mariusz B. opowiadał, że bardzo przeżył upadek firmy. Tak samo jak pobyt w areszcie śledczym. Miał myśli samobójcze, wpadł w alkoholizm, stracił rodzinę. Stwierdził m.in., że do problemów finansowych agencji przyczynili się jego byli wspólnicy, z którymi w przeszłości miał firmę. Bo po rozstaniu założyli konkurencyjną działalność. Mariusz B. sugerował też, że byli partnerzy nielegalnie wyprowadzali ze wspólnych kont pieniądze.

Sytuacja finansowa agencji Grosik załamała się po tym, jak sąd zablokował konto firmy do sprawy wytoczonej przez dawnych wspólników. Było na nim 830 tysięcy złotych. Wtedy, jak mówiła w śledztwie Magdalena T., w Grosiku zaczęły mnożyć się reklamacje, pieniądze nie docierały na konta odbiorców, a klienci masowo odchodzili.

- Jeśli oskarżeni mieliby się wzbogacić, to należy zadać pytanie, gdzie są te pieniądze? - pyta mecenas Andrzej Ostapkowicz. Dodaje, że Mariusz B. pracuje dziś w firmie sprzątającej jako pracownik fizyczny.

- Jestem emocjonalnie zniszczony. Chciałbym zacząć w końcu normalnie żyć - przyznaje Mariusz B.

Prokurator: Prezesi do więzienia

Prokuratura zdania nie zmieniła.

- Oskarżeni świadomie rozliczali zobowiązania firmy z pieniędzy klientów. Dysponowali nimi jak własnymi - podkreślił prokurator Marek Żendzian. W mowie końcowej dla Mariusza B. i Magdaleny T. zażądał kary po trzy lata bezwzględnego więzienia, 12 tysięcy złotych grzywny i naprawienia pokrzywdzonym szkody w 77 procentach (pozostałe 23 procent wypłacił im już syndyk masy upadłościowej Grosika).

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny