Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Woronowicz o filmie Syberiada polska

Tomasz Mikulicz
Adam Woronowicz
Adam Woronowicz Anatol Chomicz
Syberia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kręciliśmy w Krasnojarsku. Miasto jeszcze kilkanaście lat temu było zamkniętą dla turystów strefą wojskową - mówi Adam Woronowicz, grający w filmie Syberiada polska.

Adam Woronowicz: - Jan Dolina trafia na Sybir razem z całą swoją rodziną. Mimo bardzo trudnej sytuacji, za wszelką cenę dąży do tego, by się nie poddać. Ma co prawda chwile zwątpienia, ale jego wola walki jest ogromna. Wiadomo, że każdy człowiek inaczej się zachowuje w obliczu pewnych okoliczności. Jeden będzie walczył do końca, inny podda się już na samym początku. Ja sam nie wiem, jak bym postąpił, gdybym został wystawiony na taką próbę.

W filmie pokazane są różne postawy - zarówno heroizm, jak i donosicielstwo. Zesłańcy dodatkowo musieli toczyć walkę z surową przyrodą Syberii.

- Była ona bezwzględna. Ludzie, który nie wytrzymywali tamtejszego, bardzo surowego klimatu umierali bardzo szybko. Pory roku zmieniały się jak w kalejdoskopie. Po zimie następowała krótka wiosna i bardzo upalne lato. Różnice temperatur były ogromne. Akurat bohaterowie tego filmu trafiają do wybudowanych wcześniej baraków. Ale przecież wiemy, że ludzi wysadzano w szczerym stepie i kazano budować ziemianki praktycznie z niczego. Bywało, że pierwsze tygodnie spędzali oni w zaspach śniegu. Umierali dziesiątkami. Ci, którym udało się przetrwać do wiosny, mogli mówić o wielkim szczęściu.

Zawsze, gdy na ekrany wchodzi film odwołujący się do polskiej historii, zaczyna się dyskusja nad tym, czy będzie on czytelny dla widzów za granicą? Jak Pan widzi w tym kontekście "Syberiadę"?

- Cały świat robi filmy o swojej historii. Amerykanie o Amerykanach, Francuzi o Francuzach. Powinniśmy brać z nich przykład. Film "W ciemności" Agnieszki Holland pokazał, że polską historią można zainteresować szerszego odbiorcę. Trzeba jednak pamiętać, że o ile zachodnia kinematografia ma w tej dziedzinie duże doświadczenia, to my dopiero zaczynamy. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu.

Na potrzeby filmu, w podwarszawskim Celestynowie zbudowano obóz "Kułacze", który miał być miejscem zsyłki bohaterów filmu. Wykorzystano w tym celu około 480 m sześć. drewna.

- To właściwie nie był obóz, tylko miejsce zesłania. Gdyby bohaterowie filmu trafili do gułagu, ich los byłby o wiele gorszy. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że mieli lepiej, kolorowo. Byli tzw. przesiedleńcami. Wcielali w życie obłąkańczy plan Stalin. Sowiecki przywódca chciał zaludnić Syberię. Mieli tam trafić nie tylko Polacy, ale również przesiedleńcy z innych regionów Związku Radzieckiego. Na Syberii powstawały więc różne - jak te pokazane w filmie - baraki, które miały pełnić funkcje mieszkalne. Bohaterowie filmu zaczęli budować tu nową osadę. Potem nastąpiła amnestia. Dzięki niej Polacy mogli opuścić Syberię. Powstała Armia Andersa, a potem dywizja im. Tadeusza Kościuszki. Choć akurat do bohaterów filmu informacje te dotarły, to wśród zesłańców byli tacy, którzy w swych osadach spędzili jeszcze długie lata.

Część scen kręcono na Syberii. To była Pana pierwsza podróż w tę część świata?

- Tak. Syberia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Kręciliśmy w Krasnojarsku. Miasto jeszcze kilkanaście lat temu było zamkniętą dla turystów strefą wojskową. Dziś mieszka tam ponad milion ludzi. Poza miejskimi rogatkami ciągną się dziesiątki kilometrów bezkresnego pustkowia.

Czy w filmie jest jakiś aspekt podlaski? Wiadomo, że wśród Sybiraków było mnóstwo mieszkańców naszego regionu.

- Konkretnych odniesień nie ma. Film pokazuje historię wywózek jako pewnego zjawiska, które miało miejsce na wschodnich terenach II RP - również na Podlasiu.

W Białymstoku powstaje Muzeum Pamięci Sybiru. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?

- Przez wiele lat z pielęgnowaniem historii było w naszym kraju różnie. Były takie rzeczy, o których można było i takie o których nie można było pamiętać. Teraz, kiedy nic nie stoi na przeszkodzie w kultywowaniu naszej przeszłości, powinniśmy o nią dbać. A takie inicjatywy jak powstanie Muzeum Sybiru może nam w tym pomóc.

A w jakich okolicznościach po raz pierwszy zetknął się Pan z historią Sybiraków?

- Byłem w liceum, kiedy przeczytałem "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Była to pierwsza tego typu lektura, które weszła do szkół po 1989 roku. To był dla mnie duży szok. Wcześniej wydawało mi się, że podczas wojny funkcjonowały tylko niemieckie obozy koncentracyjne. Nagle się okazało, że podobne istniały również w Związku Radzieckim.
Natomiast zesłany na Syberię był ś.p. dziadek mojej żony. Trafił tam już po wojnie, za działalność w Armii Krajowej. Na szczęście wrócił. Nigdy nie rozmawiałem z nim o tym co przeżył na wschodzie, dla niego to były bolesne wspomnienia. Nie każdy chce do tego wracać, co jest jak najbardziej zrozumiałe.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny