Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Dobroński: Śnię o Syberii

Anatol Chomicz
Profesor Adam Dobroński
Profesor Adam Dobroński Anatol Chomicz
Z profesorem Adamem Dobrońskim, historykiem, który właśnie obchodzi jubileusz 70-lecia, rozmawia Alicja Zielińska

Kurier Poranny: 70 lat. Piękny i zacny jubileusz, dobra okazja do wspomnień, Panie profesorze. Nie pochodzi Pan z Białegostoku, ale z naszym miastem związał Pan swoje życie. Kiedy Pan tutaj przyjechał?

Prof. Adam Dobroński: W 1972 roku, tuż po zrobieniu doktoratu na Uniwersytecie Warszawskim. Byłem już żonaty, miałem syna i mieszkaliśmy kątem u teściowej. No i akurat mój profesor Stanisław Herbst dowiedział się, że poszukują historyków na Filii UW w Białymstoku. Jako doktor mogłem skorzystać z puli specjalistów, otrzymałem przydział na mieszkanie w spółdzielni mieszkaniowej Zachęta.

Jak wtedy wyglądał Białystok? Znał go Pan wcześniej?

- Nie. Przyznam, że mieszkając w Ostrowi Mazowieckiej, w pół drogi między Białymstokiem a Warszawą, do Białegostoku mnie nie ciągnęło. Po raz pierwszy przejechałem przez to miasto jako student, odwiedzając kolegę, który pochodził spod Michałowa i później, gdy robiłem kwerendę w Archiwum Państwowym. No cóż, miasto sprawiało wrażenie sympatyczne, aczkolwiek widać było, że jest nietypowe. Powiększały to odczucie rozmowy z mieszkańcami, mówili inaczej niż w innych stronach kraju. Słychać było to charakterystyczne śledzikowanie. Zaskoczyło mnie też dziwne podejście władz, kiedy przyszło mi załatwiać formalności związane z otrzymaniem mieszkania.

W czym się to objawiało?

- Sprawa była oczywista. Tymczasem kiedy zjawiłem się w urzędzie miejskim odsyłano mnie od jednego do drugiego urzędnika. Przyjeżdżałem i za każdym razem czegoś brakowało. Wreszcie zaczęło mnie to denerwować. Któregoś razu ważny urzędnik mówi: poczekajcie na korytarzu. Wyszedłem, drzwi były uchylone i usłyszałem, jak mówi do drugiego: nu, a czy takie to są naprawdę nam potrzebne? Na szczęście dla mnie i dla Białegostoku był to okres, kiedy następowała zmiana we władzach. Można powiedzieć, że przyjechałem do Białegostoku, razem ze Zdzisławem Kurowskim. To był zupełnie innego pokroju sekretarz partii.

Białystok nabrał wówczas przyspieszenia.

- Tak. Powiały te wiatry zachodnie. I rzeczywiście dla nas, młodych ludzi Białystok okazał się bardzo interesującym miejscem. Poczuliśmy się potrzebni. Już nikt się nie zastanawiał, po co tu jesteśmy. Na uniwersytecie, a właściwie ówczesnej filii UW, co szczególnie ważne się okazało, były mocne wpływy warszawskie. Dzięki temu na studia zaczęła do nas przychodzić bardzo zdolna młodzież. A historia jako kierunek wyróżniała się, najszybciej rośliśmy w kadrę, osiągnięcia.

Dodatkową Pana pasją stała się działalność popularyzatorska.

- Jej początkom, pod koniec lat 80. sprzyjały zmiany, które zachodziły w kraju. Zaczynało się odkrywanie tzw. białych plam, co dla Białegostoku było szczególnie ważne, bo się wiązało z docieraniem do tradycji, które zostały tu zasypane piaskiem niebytu. Miałem ogromną satysfakcję, że mogłem jako pierwszy, już nie w formule naukowej, ale w dziennikarskiej - stąd zacząłem swój żywot jako Adam Czesław, gdzie drugie imię zastąpiło nazwisko - po kolei przypominać historię. Na pierwszy rzut poszedł wrzesień 1939 - ułani. Sekretarz Kozak z KW powiedział, że w "Kurierze Podlaskim", gdzie wówczas publikowałem - to ciągle słychać tętent koni i stukot podków. Potem był Sybir, wywózki, rok 1920, no i wreszcie najbardziej dramatyczne sprawy - Katyń. Pamiętam, że cenzura już pozwoliła o tym pisać, byle nie podawać daty, bo byłoby wiadomo, kto to zrobił. No i wreszcie czas Solidarności - pokazywanie zbrodni UB. Podejmowanie tych tematów dawało ogromną satysfakcję, bo po gazety ustawiały się kolejki. To w ogóle było fascynujące, bo w żadnym innym regionie Polski nie było tak dużych zaniedbań.

Z "Kurierem Porannym" współpracuje Pan już prawie 20 lat. I na naszych łamach też ukazują się fascynujące teksty.

- To prawda, chociaż to już epoka trochę spokojniejsza. Bardzo cenię sobie biografie białostockie, historie rodzin, pojedynczych osób, z coraz większym już otwarciem na wschód - szczególnie bliskie nam Grodno i Wilno.

Miał Pan szczęście do poznania wielu wspaniałych osób, chociażby prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego.

- Postać Ryszarda Kaczorowskiego była największą radością mego dziennikarstwa. Ileż godzin spędziłem na uroczych rozmowach w jego domu w Londynie. Nauczył mnie codzienności Białegostoku, tego dawnego przedwojennego.

Jakie ma Pan marzenia, plany?

- Chciałbym wypełnić testament prezydenta Kaczorowskiego, napisać biografię białostoczan na emigracji wojennej. Ciągnie mnie też na wschód, ten daleki - na Syberię. Śni mi się Syberia. Pamiętam, że jak byłem na studiach, to któregoś razu ojciec odprowadzając mnie na stację, ni stąd ni zowąd zapytał, czy się nie boję studiować historię. Mnie to rozśmieszyło. A dlaczego miałbym się bać? A bo cię mogą wywieźć na Syberię. A teraz sam z wielką ochotą myślę, by tam pojechać. Ta kraina mnie fascynuje. Ma wielką martyrologię, jest tam wielki wkład cywilizacyjny Polaków. To wielka epopeja, którą trzeba dokończyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny