Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aborcja. Jeden z fundamentalnych problemów współczesnego świata

Mirosław Miniszewski
Ten sam wojujący o prawo do życia Kościół wysyła swych kapelanów, aby błogosławili wojska zrzucające bomby na wioski afgańskich talibów, przyznając, że jednak życie nie jest wartością bezwzględną, jeśli tylko trzeba się bronić.
Ten sam wojujący o prawo do życia Kościół wysyła swych kapelanów, aby błogosławili wojska zrzucające bomby na wioski afgańskich talibów, przyznając, że jednak życie nie jest wartością bezwzględną, jeśli tylko trzeba się bronić. Fot. sxc.hu
Katolicy, w warunkach panujących obecnie w naszej zachodniej cywilizacji, muszą batalię o aborcję przegrać. Tymczasem wygrana feminizujących zwolenników aborcji wcale nie przybliża nas do rozwiązania problemu.

W mediach znów wrze. Alicja Tysiąc wygrała proces z "Gościem Niedzielnym", którego redakcja musi ją przeprosić za to, że w krytycznym artykule na jego łamach porównano ją do nazistowskich zbrodniarzy. Wcześniej pani Tysiąc wygrała proces przed trybunałem w Strasburgu i otrzymała odszkodowanie za to, że w Polsce odmówiono jej wykonania zabiegu aborcji zgodnie z obowiązującym prawem. Ciąża stanowiła poważne zagrożenie dla jej wzroku, który w wyniku porodu utraciła prawie całkowicie. Teraz stała się symbolem narodowego sporu o aborcję; konfliktu, który w ciągu ostatnich lat przycichł nieco. Jak się jednak okazuje, tłumiony przez lata, teraz wybucha z ogromną siłą.

Środowiska liberalno-feministyczne i kościelne ścierają się w polemikach, awanturach i każde z nich wytacza armaty argumentacyjne na rzecz uzasadnienia zajętych stanowisk. Niestety, wydaje się, że na tym etapie polityczno-etycznego skandalu zaciera się przede wszystkim poczucie realizmu sytuacji, po wtóre zaś, ucieka wszystkim sprzed oczu istota tego bardzo poważnego problemu, który na poziomie dyskursu przybiera postać zestawu pytań. Czy zarodek człowieka jest człowiekiem? Czy usunięcie ciąży jest zabójstwem? Czy matka może pozbyć się dziecka, kiedy stanowi ono dla niej zdrowotne zagrożenie? W końcu: czy aborcja powinna być w ogóle dopuszczalna i czy kobieta ma prawo decydowania o tym, czy chce donosić ciążę, czy też nie.

Pomieszanie pojęć

Na poziomie etyki nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Na płaszczyźnie prawa w Polsce aborcja jest dopuszczalna tylko wtedy, kiedy stanowi zagrożenie dla kobiety lub jest wynikiem przestępstwa albo gdy badania prenatalne wykazują ciężkie i nieodwracalne upośledzenia płodu lub istnienie nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. W sferze obyczajowej jest ciche przyzwolenie na aborcję - przecież każda kobieta, która tylko chce, może bez problemu jej dokonać, jeśli tyko ma na to pieniądze.

Politycy, feministki, księża i publicyści przekrzykują się od kilkunastu dni. W wytworzonym przez nich harmidrze łatwo dać się zwieść na manowce. Jak do tej pory, żadna ze stron konfliktu nie przedstawiła tej sprawy rzetelnie i uczciwie. Przede wszystkim są przynajmniej trzy aspekty tej waśni - trzeba je koniecznie rozdzielić i potraktować osobno. Po pierwsze, mamy problem Alicji Tysiąc, która ucierpiała na skutek porodu. Miała prawo do aborcji, zgodnie z obowiązującymi przepisami, które również strona kościelna uznała, chcąc nie chcąc, za kompromisowe. Po drugie, mamy dyskusję wokół wyroku sądowego, przyznającego pani Alicji przeprosiny i odszkodowanie za nikczemne i obraźliwe słowa w katolickiej gazecie. Po trzecie zaś, jest problem aborcji w ogóle.

Mieszanie tych trzech kwestii jest nieuczciwe nie tylko wobec tej kobiety, jest takie wobec wszystkich tych, którzy przypatrują się tej sprawie i próbują zająć jakieś stanowisko.

Zacznijmy od końca. Przede wszystkim należy głośno i wyraźnie powiedzieć, że spór o aborcję jest na gruncie etyki, jak dotąd, nierozstrzygnięty. Poszczególne systemy etyczne zajmują określone stanowiska, ale każde z nich ma taką samą wartość. Są to najczęściej poglądy wzajemnie się wykluczające. To, co na gruncie etyki utylitarystycznej będzie dozwolone, to w etyce katolickiej jest traktowane jako zbrodnia. Poglądy katolickie, radykalnie sprzeciwiające się aborcji pod jakąkolwiek postacią, nie są obowiązujące poza granicami Kościoła. Stanowisko utylitarystów, które zakłada, że należy sprowadzać na świat tylko chciane dzieci, nie może być z kolei narzucane katolikom.

Niektórzy nazwą to relatywizmem, chociaż w istocie jest to po prostu uwarunkowane naturą ludzkiej rozumności, która jest różnorodna i dynamiczna. Poza tym w takim żyjemy świecie: pokawałkowanym i niejednorodnym. Katolicy uważają, że ich poglądy oraz normy są uniwersalne i mają postać powszechnie obowiązujących dyrektyw. Próbują to narzucić swym przeciwnikom. Zwolennicy aborcji sądzą z kolei, że czasy dyktatury Kościoła się skończyły i w świecie nowego ładu autonomia osoby jest kwestią fundamentalną. Dlatego też każda ingerencja w prywatne sprawy kobiety jest traktowana jak zamach na osobistą wolność i domaga się zadośćuczynienia. Tymczasem wydaje się, że właściwa postawa nie powinna wynikać z zajęcia określonego stanowiska na gruncie konkretnego systemu etycznego. Mamy zbyt dużą różnorodność teorii etycznych i wynikających z nich poglądów, które wydają się być tak samo mocno uzasadnione.

Wszystko zależy od tego, jakie założenia poczynimy najpierw: prawo Boże czy autonomia jednostki? Przesłanki każdej argumentacji ściśle warunkują konkluzję danego wywodu. Dlatego uczciwa postawa musi być radykalnie krytyczna i, przede wszystkim, konsekwentnie dialektyczna. Dzięki temu możemy w ogóle dostrzec problem i jego głęboką nietożsamość z językiem, którym próbujemy go opisać. Takie pojęcia jak ciąża, aborcja, płód, zarodek, zbrodnia, macierzyństwo - to tylko język. Przedmioty i podmioty, które te słowa opisują, nie są tym językiem. Nie możemy zatem bezkrytycznie narzucać struktury języka na rzeczywistość. Krytycyzm polega na czujności i nieustannej gotowości kwestionowania pozorów tożsamości między językiem a tym, co on opisuje.

Dzięki temu nie wpadamy w pułapkę logiki uprzednio przyjętych założeń. Nie namawiam do tego intelektualnego eksperymentu katolików, bo wiem, że są do tego niezdolni - nie przez swą złą wolę, ale z nakazu wyznawanej wiary i z pozycji metafizycznej, tomistycznej filozofii. Mają określone normy i muszą ich przestrzegać, ale mogliby chociaż czasem uruchomić myślenie poza swymi sztywnymi poglądami. Wszelako krytycyzmu można oczekiwać od środowisk liberalnych i feministycznych, z natury bardziej elastycznych, co nie oznacza, że bliższych prawdy.

Krytyka i dialektyka

W każdym bądź razie, krytyczne ujecie tej kwestii ukazuje podstawowy wymiar zjawiska przerywania ciąży. Mówiąc najprościej: aborcja jest problemem! Co oznacza, że nie jest to kwestia jednoznacznie rozstrzygalna na poziomie dyskursów, dogmatów, norm. Nie tylko aborcja jako taka, ale każdy akt przerwania ciąży jest problemem. Co oznacza, że domaga się szczególnej uwagi i zajęcia konkretnego stanowiska. Z krytyczno-dialektycznego punktu widzenia problem ten prawdopodobnie zawsze będzie rozszczepiał nasze jego pojmowanie na to, "co jest", i na to, "jakie to coś być powinno".

Atoli taka jest natura świata i ludzkiego myślenia. Nic nie jest nam dane jako oczywiste. To, że katolik wierzy, że posiada nadprzyrodzoną łaskę wiary, nie daje mu prawa do narzucania skutków swej wiary na innych ludzi. To, że feministka uważa, że ma prawo do bezwarunkowej autonomii, nie przesądza tego, czym jest poczęte życie umiejscowione w jej macicy. W takiej sytuacji ma się poczucie głębokiej nieadekwatności ludzkich rozwiązań.

Usuwamy z ciała kobiety żyjącą istotę. Przerywamy proces życia, zamykamy ostatecznie czyjąś indywidualną historię. Czy to coś, co w czasie zabiegu wyciągamy z macicy i w strzępach wkładamy do medycznej nerki, a potem utylizujemy, jest już człowiekiem? Poza tym żyje ten ktoś (to coś) w organizmie kobiety i jest całkiem od niej zależny (zależne). Do pewnego momentu jest to bryłka tkanki, pozbawiona mózgu, świadomości, czucia, pamięci, tożsamości. Czy zawsze i bezwarunkowo musimy ją chronić? Czy jeśli zagraża to coś (ten ktoś) kobiecie, to nie możemy tego z jej ciała zabrać?

Albo wtedy, kiedy pojawiło się to w jej ciele bez jej zgody, czy wtedy musi już tam zostać i dojrzeć do postaci w pełni uformowanego człowieka? Tylko co wtedy, jeśli to coś jednak czuje, jeśli naprawdę już jest w tym dusza - jak wierzą chrześcijanie? A w ogóle czy jest to "coś" czy "ktoś"? Jak o tym mówić - jako o przedmiocie czy podmiocie? Przyznajmy w końcu, że nie mamy tak naprawdę pojęcia, o czym mówimy. Nasz język nie jest tą istotą, tym życiem, które się pojawia w ciele matki. Nie jest też nasz język tą matką! Nasze pojęcia są ułomne, a rozumowi ludzkiemu nie starcza mocy, aby się z tym uporać i rozstrzygnąć te problemy bezspornie i ostatecznie.

Stracone pozycje Kościoła

Uświadommy sobie wreszcie to, że poruszamy się po bardzo cienkim lodzie. Nie mają katolicy dowodów na to, że zygota jest w pełni upodmiotowionym człowiekiem. Ale liberałowie i feministki nie mają też dowodów na przeciwne stanowisko. Krytycznie i dialektycznie umocowana postawa będzie zawsze kierować się największą ostrożnością. Dlatego też mają prawo katolicy do postulowania ochrony każdego życia. Ale rację mają także ich przeciwnicy, twierdząc, że matka ma prawo nie tylko chronić się przed tym życiem, kiedy ono jej zagraża, ale może także wyrazić swoją wolę co do przyjęcia tego daru. To jest kwestia osobistej odpowiedzialności i decyzji, a nie norm i wiary. Decyzje zaś podejmuje się indywidualnie.

Nie można zmusić matki, aby urodziła dziecko. Od wieków wiadomo, że jeśli tylko zechce, może spędzić płód na tysiące sposobów - mniej lub bardziej cywilizowanych. Tutaj jest wielka rola Kościoła, w podejmowaniu wysiłku na rzecz promowania ochrony życia i wartości poprzez edukację i dawanie świadectwa; raczej to powinien robić, zamiast formować forpoczty rozhisteryzowanych dewotów, napadających medialnie na niepełnosprawną kobietę, która domaga się poszanowania zagwarantowanych jej praw.
Swoją drogą, pogląd katolików na ochronę życia jest dosyć osobliwy. Z wielką mocą chronią zygoty oraz płody i podnoszą larum, kiedy ktoś dokona aborcji. Zarazem znakomita większość dyżurnych rzeczników "bezwzględnej ochrony życia" to konserwatywni zwolennicy kary śmierci.

Ten sam wojujący o prawo do życia Kościół wysyła swych kapelanów, aby błogosławili wojska zrzucające bomby na wioski afgańskich talibów, przyznając, że jednak życie nie jest wartością bezwzględną, jeśli tylko trzeba się bronić. Jeśli mamy prawo chronić zdrowie, mienie i życie członków społeczeństwa, uśmiercając innych, wrogich nam ludzi, to dlaczego nie mogła tego zrobić Alicja Tysiąc, kiedy płód w jej ciele powodował bezpośrednie zagrożenie dla jej zdrowia, w wyniku którego stała się kaleką?

W końcu, dlaczego Kościół i jego polscy pretorianie nie potrafią rozeznać prostego faktu, że ostatni proces sądowy, przyznający tej zaszczutej kobiecie odszkodowanie, nie dotyczył problemu samej aborcji, ale faktu, że publicyści jednego z czołowych polskich katolickich czasopism pomówili i obrazili ją, stawiając ją w jednym rzędzie z nazistowskimi katami? Samo to porównanie jest skrajną niegodziwością. Wszak każdy myślący człowiek dostrzeże różnicę między Zagładą dokonaną w komorach gazowych w Auschwitz a spędzeniem zygoty z powodów medycznych. I sprawa najważniejsza: trybunał w Strasburgu, zasądzając zadośćuczynienie finansowe dla pani Tysiąc, nie odniósł się do samej istoty problemu przerywania ciąży, tylko uznał, że nastąpiło pogwałcenie obowiązującego w Polsce prawa - tylko tyle i nic więcej.

Trudno odnieść wrażenie, że świeccy i duchowni członkowie Kościoła, mając prawo występować w obronie uznawanych przez siebie pryncypiów, przekroczyli granice kultury dialogu i mieszając w jednym tyglu kilka spraw, osiągnęli skutek odwrotny od tego, którego można by od nich oczekiwać: rzetelnego uzasadnienia poglądu, że ludzkie życie jest cenne i zasługuje na naszą ochronę. Może tego wyraźnie nie widać, ale problemem wcale nie jest to, że katolicy bronią życia poczętego, ale to, że idąc na wojnę z rzecznikami prawa do aborcji, rozpoczęli tę batalię nieudolnie i czysto instrumentalnie.

Wybierając taką broń i taką taktykę, w warunkach panujących obecnie w naszej zachodniej cywilizacji, muszą w końcu przegrać. Tymczasem wygrana feminizujących zwolenników aborcji wcale nie przybliża nas do rozwiązania jednego z fundamentalnych problemów współczesnego świata. Mówimy ostatecznie o życiu, człowieku, a nie o naszych ułomnych poglądach w tej materii. Niemoralny jest przede wszystkim sposób, w jaki o tym w Polsce rozmawiamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny