Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A grobu nie oszczędzili

Jarosław Sołomacha
Nikt z administracji nie chciał nawet przyjść, żeby oszacować szkody - denerwuje się pani Małgorzata
Nikt z administracji nie chciał nawet przyjść, żeby oszacować szkody - denerwuje się pani Małgorzata
Gałęzie uszkodziły pomnik. Tak na białostockim cmentarzu farnym wyglądają jesienne porządki.

A w administracji powiedzieli mi, że to normalne! - nie kryje oburzenia Małgorzata Łukaszewicz-Dauksza.

Kiedy pani Małgorzata w środę przyszła na cmentarz, przeżyła szok. - Grób zasłaniała sterta gałęzi. Pod nią leżała zalana woskiem i uszkodzona płyta - dodaje.

We wtorek wynajęta przez administrację nekropolii firma ścinała gałęzie drzew.

Mogła żyć sto lat

Pani Małgorzata na cmentarzu jest codziennie. Przychodzi rano, przed pracą, potem po południu. Niekiedy wieczorem. Grób jest zadbany, wokół ułożona kostka i zasadzone kwiaty. Tuż obok rośnie dorodny klon. Na wysokości czterech metrów widać świeży ślad po ściętym konarze. To on dokonał takich spustoszeń.

W rodzinnym grobowcu pochowany jest ojciec i córka pani Małgorzaty. Monika zmarła niecały rok temu. Miała trzynaście lat.

Tamtego dnia dziewczyna jak zwykle poszła do szkoły. Nagle zemdlała. Przez dwa dni lekarze walczyli o jej życie. Diagnoza: tętniak mózgu.

- Wcześniej nie było żadnych objawów. Podobno nie dało się go wykryć. Lekarze mówili, że Monika żyła jak na wulkanie. Mogła żyć i sto lat, ale nieszczęście mogło przyjść w każdej chwili - opowiada łamiącym się głosem pani Małgorzata.

Robotnicy: Coś się obluzowało

W środę, zamiast pomodlić się nad grobem córki, musiała sprzątać. Później zbulwersowana poszła do administracji. Kierowniczki nie zastała.

- Jej mąż powiedział, że to normalne, jak się ścina drzewa - opowiada pani Małgorzata.

Tego już nie zniosła. Zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze przyjechali na cmentarz i spisali protokół.

Wczoraj robotnicy przenieśli się na parking przed nekropolią. Konary, bez żadnych zabezpieczeń, spadały na ziemię. Niektóre nawet z wysokości dziesięciu metrów. Robotnicy zarzekali się, że podczas prac na cmentarzu gałęzie ostrożnie spuszczali na linach. Kilka razy się nie udało. - To te drzewa, co Bogdan ścinał. Coś się obluzowało i nie wytrzymało - twierdzą.

Administrator: Powinna nam podziękować

W administracji cmentarza potwierdzają tę wersję. I nie mogą zrozumieć całego zamieszania.

- Ta pani powinna przyjść nam podziękować. Mając do wyboru tysiąc innych drzew, wybrałam właśnie to - mówi Anna Zagan, administrator cmentarza.

Przyznaje jednak, że podczas ścinki dwa pomniki zostały uszkodzone. Mają być naprawione.

- Inaczej proboszcz nie zapłaci im za pracę - twierdzi administrator.

Dlaczego zatem robotnicy nie sprzątnęli gałęzi zaraz po ścince?

- Panowie pracują do określonych godzin. Poza tym zaczął padać deszcz. Musieli przerwać prace - tłumaczy.

I dodaje: - Ta pani przelała swój żal po śmierci córki na wszystkich dokoła.

Pani Małgorzata nie zamierza tego tak zostawić. Dzisiaj złoży wniosek o ściganie winnych.

- Ma do tego prawo. Wtedy podejmiemy czynności - tłumaczy Tomasz Krupa z białostockiej policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny