Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

7 - letni Kuba: Strażakiem nie zostanę, ani policjantem, ale na pewno komuś pomogę, jeśli tylko będzie trzeba.

Redakcja
Na zdjęciu: Kuba Gierasimiuk z mamą, Katarzyną Gierasimiuk
Na zdjęciu: Kuba Gierasimiuk z mamą, Katarzyną Gierasimiuk
27 lutego 2009 roku z rana siedmioletni Kuba Gierasimiuk, uczeń kl. I B, Szkoły Podstawowej nr 2 w Hajnówce, uratował dom przed pożarem. Od dorosłych hajnowian dostał pochwały i nagrody. Już po wszystkich przeżyciach mówi: "Strażakiem nie zostanę, ani policjantem, ale na pewno komuś pomogę, jeśli tylko będzie trzeba".

Akurat mama poszła do pracy, 15-letnia siostra Monika - do szkoły, a Kuba był chory, więc musiał zostać w domu. Był sam. Wtedy dym zaczął wydobywać się z kotłowni. Odciął chłopcu wyjście na dwór, bo kiedy zszedł na klatkę schodową, już cała była gęsto zadymiona.

Nie stracił głowy. Pootwierał wszędzie okna i zatelefonował. Wybrał numer 112: pełno dymu, pali się w naszym domu - krzyczał do słuchawki. Zapytany gdzie - podał adres. Natychmiast przyjechali strażacy i policjanci.

Nauka nie poszła w las

Kuba, wypowiadał się na łamach "Kuriera" już w poprzednim numerze. Chłopca pokazała telewizja. On sam i jego najbliżsi uważają, że odpowiedzialne zachowanie, to nic nadzwyczajnego.

- Zachowanie Kuby nie zdziwiło mnie, bo on nic innego by nie zrobił. Jest na tyle inteligentnym dzieckiem, że nie spodziewałabym się po nim żadnej innej reakcji - mówi Katarzyna Gierasimiuk, mama Kuby. - Zadzwonił w takie miejsce, gdzie mogli mu pomóc. Przez przypadek została w domu komórka, która nie była doładowania, ale numer 112, na który zadzwonił, można wybrać również bez pieniążków. Takim cudem tam zadzwonił, bo nie mógł nawet do mnie do pracy. Zdziwiona byłam tylko faktem, że wydarzyło się coś takiego jak pożar, ale to, że syn zadzwonił, nie jest zaskoczeniem. Kuba jest chłopcem, który potrafi się odnaleźć w każdym miejscu, w każdej sytuacji i wie, co powinien zrobić. Akurat tak się złożyło, że parę dni przed tym zdarzeniem rozmawiałam z nim o tym, jak powinien się zachować, kiedy cokolwiek w domu się stanie, co powinien robić. Pokazałam umieszczoną na lodówce kartkę z numerami telefonów alarmowych.

- Kuba, to bardzo mądry, rezolutny i bardzo samodzielny uczeń. Jest rozważny i dlatego zachował "zimną krew" - chwali Julita Berent, wychowawczyni małego bohatera.

- Być może w całym zdarzeniu pomógł fakt, iż w klasie mieliśmy cykl zajęć poświęcony tej tematyce, były też dwa spotkania z policjantami.

Numery alarmowe na lodówce

Kubie pomogła kartka z numerami alarmowymi na lodówce. Jakiś czas temu pani Katarzyna kupiła w aptece plastry opatrunkowe. W opakowaniu był magnesik z telefonami alarmowymi. Magnes przyczepiła na lodówce.

Teraz bardzo się cieszy. Gdy zaszła potrzeba, Kuba skorzystał z informacji, wybrał numer i zatelefonował.

Zaledwie 40 minut

- Zadzwoniła do mnie znajoma "tylko spokojnie, ale dom się pali". Nie wierzyłam - wspomina Katarzyna Gierasimiuk. - Pracuję w szpitalu, na ostatnim piętrze i nie było widać z okna, żeby się paliło. A ona mówi "bo już wszystko ugaszone, straż przyjechała". Jak to straż przyjechała? Przecież Kuba został w domu. Co z Kubą? Kuba zadzwonił po straż i przyjechała. W ten sposób się dowiedziałam. Zaraz szef przywiózł mnie do domu, ale już nie było ani straży, ani policji. Wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie 40 minut. O ósmej była jeszcze córka w domu i nic się nie działo, a o 9:06 Kuba "wybijał" numer na komórce. Gdy przyjechałam, była godzina 10. i już nikogo nie zastałam. Przed godz. 10. karetka przywiozła Kubę do szpitala, na obserwację. Kiedy zaszłam do niego na oddział i zapytałam "co się stało?", powiedział "pożar był, ale nic nie wiem". Był w szoku. Jednak do czasu, gdy przyjechali strażacy, postępował logicznie i działał tak, jak powinien działać. Super się zachował.

Na szczęście, straty niewielkie

Kotłownia jest czarna od dymu, okopcona. Strażacy musieli powybijać szyby, żeby zgasić pożar, zaleli kotłownię. Drwa popalone i trociny się spaliły, ale to szczegół. - Największym szokiem było to, że spaliła się instalacja elektryczna - mówi Katarzyna Gierasimiuk. - Gdyby strażacy przyjechali troszeczkę później, cały dom stanąłby w płomieniach, bo przecież elektryczność jest podłączona w całym domu, a w kotłowni przewody się spaliły.

Dyżurny potraktował serio

Dobrze, że przyjmujący zgłoszenie potraktował sprawę serio.

- Rozmawiałam z policjantem, jak to się działo? - opowiada Katarzyna Gierasimiuk. - Powiedział, że kiedy Kuba zadzwonił, jego wypowiedź i informacja o tym, co się dzieje w domu, była tak przekonywająca, że od razu wiedział, iż zgłoszenie jest poważne. Starał się przeciągnąć rozmowę, żeby Kuba nie wpadł w panikę, od razu przełączył na straż, żeby jechała.

- Pomimo niewątpliwego stresu, chłopak zachował się bardzo roztropnie - chwali Kubę st. kpt. mgr inż. Jerzy Pietroczuk, zastępca komendanta powiatowego Straży Pożarnej w Hajnówce. - Wybrał numer alarmowy, powiedział co się dzieje i podał adres. Potem w najmniej zadymionym pomieszczeniu na piętrze uchylił okno, by oddychać czystym powietrzem i czekał na przybycie straży. Otworzyliśmy zamknięte drzwi i wynieśliśmy chłopca na zewnątrz.

Z pewnością Kuba był wystraszony, nie ma co się dziwić, w końcu to mały chłopiec i palił się jego dom, ale zachował dużo rozsądku i zimnej krwi, której życzyłbym wielu dorosłym. Bardzo często podczas pożarów dzieci nie wzywają pomocy, tylko uciekają w najdalszy kąt domu, chowają się do szafy, pod łóżko itp. Tu na szczęście tak się nie stało. Każde zgłoszenia traktowane są przez nas serio. Dyżurni mają spore doświadczenie i techniczne narzędzia, by sprawdzić, czy ktoś nie robi sobie żartu, jednak zawsze stosujemy zasadę, że lepiej dziesięć razy wysłać jednostkę na próżno niż raz nie wysłać, kiedy ktoś naprawdę potrzebuje pomocy.

Bohater apelu

Ku czci małego bohatera w Szkole Podstawowej nr 2 w Hajnówce odbył się specjalny apel, podczas którego chłopczyk otrzymał rower od burmistrza, maskotkę - pieska - od policji, statuetkę strażaka wynoszącego dziecko - od strażaków i bogato ilustrowaną książkę - od dyrektora szkoły.

Po prawie dwóch tygodniach od zdarzenia Kuba mówi: Strażakiem nie zostanę, ani policjantem, ale na pewno komuś pomogę, jeśli tylko będzie trzeba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny