Rok Bluesa w Białymstoku dobiega końca. I to nieprawda, ze po Jesieni z Bluesem nie będzie już niczego, jak mawia białostocki klasyk. Otóż jest i ma się świetnie.
W andrzejkowy wieczór przy nabitej do ostatka sali pubu Gryf zagrała zespół 48 Godzin. Na koncercie promującym trzeci krążek można było usłyszeć prawdziwe "greatest hits" Mirosława Kłosowskiego. Niektóre utwory pamiętają jeszcze czasy konkursów do Ogólnopolskiego Młodzieżowego Przeglądu Piosenki czy białostockich "wiosen muzycznych", ale o dziwo, przetrwały próbę czasu. Sam zespół, z odmłodzoną sekcją rytmiczną, też brzmi jakby czas stanął w miejscu.
Ale to nieprawda. Brzmi lepiej. Kiedy gitara, harmonijka i saksofon Romualda Mieszkuńca grają unisono, wręcz rzucają na kolana. A kiedy instrumenty "rozmawiają" ze sobą - nikt nie ma wątpliwości, że to prawdziwy, żywy blues, rhythm and blues a nawet reggae. A wszystko po polsku i z klasą. Warto poszukać płyty 48 Godzin. To jeszcze jedna pamiątka po dobiegającym końca Roku Bluesa. A następny świetny koncert już wkrótce. Zagra krakowska formacja Limbo!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?