Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

35. Dni Sztuki Współczesnej. Wrocławski Teatr Współczesny, Komuna/Warszawa i Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie

Alicja Olchanowska
Alicja Olchanowska
"NOSEXNOSOLO" - Wrocławski Teatr Współczesny i Komuna/Warszawa, reż. Agnieszka Jakimiak.
"NOSEXNOSOLO" - Wrocławski Teatr Współczesny i Komuna/Warszawa, reż. Agnieszka Jakimiak. fot. Maziarz-Rajter
Dwa niezwykłe spektakle można było obejrzeć w sobotę (29 maja) w ramach 35. Dni Sztuki Współczesnej. Oba oscylowały wokół tematyki przemocy w środowisku pracy. "NOSEXNOSOLO" w reżyserii Agnieszki Jakimiak podejmował trudną topikę nadużyć seksualnych w teatrze Jana Fabre'a. Natomiast "Kowboje" Anny Smolar to opowieść o toksycznych relacjach władzy w szkolnictwie.

Drugi dzień Dni Sztuki Współczesnej rozpoczął się dwoma spektaklami. Pierwszy to poruszająca farsa o nadużyciach w teatrze Jana Fabre'a. Natomiast drugie przedstawienie skupia się na systemie edukacji. Teatr im. Juliusza Osterwy starał się odpowiedzieć na pytania, dlaczego i po co istnieje szkoła i jaką wiedzę zdobędą uczniowie w przyszłości. Oba widowiska łączy w pewnym sensie jeden temat - nadużycia w środowisku w pracy. W przypadku pierwszego zrelacjonowana została specyfika relacji między artystą ( w tym przypadku Jan Fabre) a tancerką. Za to "Kowboje" podejmowały tematykę stosunków nauczyciela i ucznia.

O godzinie 16 rozpoczął się spektakl "NOSEXNOSOLO. Teatr Komuna Warszawa razem z Wrocławskim Teatrem Współczesnym stworzyli unikalny, intymny performans. Tytuł jest hasłem przywołanym przez jednego z byłych współpracowników Jana Fabre'a, który twierdził, że już w latach 80. ta maksyma określała zasadę pracy z belgijskim twórcą. Przedstawienie to zbiór kilkunastu historii dotyczących spotkań z Janem Fabrem, które okazywały się dla bohaterów sztuki krzywdzące i traumatogenne. Każda opowieść kończyła się puentą "No sex no solo". Hasłu towarzyszyły gitarowe riffy. W spektaklu brało udział tylko 3 aktorów. Jeden wcielił się w rolę narratora. Nosił maskę gołębia. Dodatkowo przygrywał na gitarze refren spektaklu, czyli "No sex no solo". Dwójka głównych aktorów ubrana była jedynie w bieliznę. Ich ciała przykrywała biała farba. Oboje mieli peruki rodem z baroku - długie włosy w kolorze białym. Scenografia była bardzo uboga. Aktorzy w głównej mierze posługiwali się właśnie ciałem. Pełnia jego potencjału ujawniła się w momencie, kiedy postaci malowały się fluorescencyjną farbą. Wówczas temu widokowi towarzyszyły dźwięki brudnych syntezatorów. Aktorzy pokryci świecącymi kolorami, tańczyli w rytm muzyki wykonując m.in. twerking i inne prowokacyjne style tańca rodem z teledysków MTV. Scena ta była niezwykle efektowna i chyba najdłużej pozostanie w pamięci widzów.

Warto podkreślić kwestię płci. Aktorzy wielokrotnie zamieniali się rolami, kobieta wcielała się w Jana Fabre'a, zaś mężczyzna w dziewczęcą ofiarę. Swoista neutralność płciowa prawdopodobnie ma pokazać widzom, że przemoc seksualna i wszelkie nadużycia w środowisku pracy dotyczą każdej płci. Mimo, że zazwyczaj częściej słyszymy o ofiarach kobietach, to należy pamiętać, że bardzo często poszkodowani są również mężczyźni. Ta zamiana stron objawiała się np. w seksualnych pozach - często miejsce płci żeńskiej zajmował osobnik płci męskiej i odwrotnie. Kiedy któryś z aktorów przywoływał historię związaną z Janem Fabrem, natychmiast układał się w pozycji nasyconej intymnymi podtekstami.

Historie przywołane w spektaklu poruszają do głębi. To zbiór wyznań pracowników Jana Fabre'a. Belgijski twórca nie toleruje tuszy u swoich tancerek i nie omieszka im o tym powiedzieć. Pod pretekstem otwarcia się przed kamerą, zmusza swoje podopieczne do niekomfortowych intymnych sesji fotograficznych. Są też sytuacje, kiedy Jan Fabre zaprasza tancerki do siebie do pokoju. Tam dopuszcza się czynności seksualnych. Aktorki, które zgodzą się na takie przeżycia, czekają dodatkowe nagrody - więcej przedstawień i więcej monologów w danych spektaklach. Jednym słowem, sława i uznanie w świecie artystycznym.

Małgorzata Gorol i Jan Sobolewski w spektaklu "NOSEXNOSOLO" przede wszystkim dali popis niesamowitej świadomości ciała. Za sprawą ruchów i gestów można było odczytać cały szereg emocji kierujących bohaterami. Był śpiew, był taniec, były też momenty, kiedy aktorzy stali w bezruchu, niczym antyczne rzeźby. "NOSEXNOSOLO" z pewnością nie jest spektaklem dla każdego. Dzieło Agnieszki Jakimiak wzbudza dyskomfort, niekiedy zażenowanie. Ta seksualna otoczka jest na siłę narzucana, po to by właśnie widz odczuwał zmieszanie i taką bezradność wobec oglądanych treści. Jest to celowy zabieg, ponieważ cały spektakl skupiony jest na seksie i to w takim wydaniu, że musi być niejako w sposób przemocowy nam nadany, zupełnie jak w przypadku pracy z Janem Fabrem. Tam też seks jest tematem wielu spotkań, środkiem do osiągnięcia celu, a także kryterium, które dzieli aktorów na lepszych i gorszych.

"Kowboje" w reżyserii Anny Smolar rozpoczęły się o godz. 18. Za scenę posłużyła aula Wydziału Nauk o Edukacji UwB. Teatr im. Juliusza Osterwy przygotował spektakl, którego akcja rozgrywa się w pokoju nauczycielskim. W tym miejscu spotykają się główni bohaterowie: Daniel (zakompleksiony nauczyciel geografii), Jola (doświadczona nauczycielka matematyki), Maciej (młody dyrektor i wuefista) oraz Nowa (nowa nauczycielka, wzbudzająca kontrowersje wokół swoich metod nauczania). Każdy z nich walczy o przetrwanie. Ich losy ważą się, kiedy do szkoły wstępuję prokurator. To ona rozlicza każdego nauczyciela i wyznacza, czy dobrze wykonuje swoją pracę. W roli ucznia występuje tutaj Justyna Janowska. Już od początku spektaklu leżała związana na scenie. Przez prawie cały spektakl będzie obwiązana liną. To taka niewolnica systemu edukacji. Oprócz nauczycieli jest także rodzic. Grany przez Przemysława Gąsiorowicza niepozorny tata, który wiecznie ma pretensję do nauczycieli, że z ich winy uczniowie się źle uczą. Jego zdaniem grono pedagogiczne jest leniwe i traktuje niepoważnie obowiązki, jakie na nim spoczywają.

Cały spektakl wymieszany jest z klimatem Dzikiego Zachodu. Scenom towarzyszy psychodeliczna, westernowa muzyka. W ścieżce dźwiękowej rozpoznałam utwór "Left Right Hand" Nicka Cave'a. Teatr Osterwy dużą uwagę przykuł do gry światłem. Transowe tańce aktorów w połączeniu z specyficznym oświetleniem, nadają scenom niesamowity klimat. Sam temat spektaklu "Kowboje" jest jak najbardziej aktualny. Już od wielu lat szkolnictwo w Polsce jest w kiepskim stanie. Liczy się podstawa programowa, za którą trzeba podążać, bo inaczej dyrektor może mieć pretensje. Podręczniki szkolne są non stop zmieniane i udoskonalane. Za każdą poprawkę w książce należy dopłacić dodatkowe 100zł.

Szkoła to miejsce przesiąknięte stresem i negatywną energią. Chyba najbardziej poruszającym momentem spektaklu jest monolog uczennicy, która porównuje tę placówkę do grobowca, ponieważ w tym miejscu umarły jej marzenia, samoocena i wszelkie cechy nadające dziewczynie indywidualności. W szkole indywidualne jednostki są tłamszone. Przetrwa ten, który dostosuje się do obowiązujących zasad.

Podobnie jest z nauczycielami. Oni także mają surowe reguły działania. Każde odstępstwo od normy jest piętnowane. Dlatego nowa nauczycielka żyje w konflikcie z panią od matematyki i dyrektorem. Daniel uczący geografii jest do tego stopnia niedoceniany, że popada w ciężką depresję. Sypie się również jego życie prywatne. To jest w Teatrze Osterwy najpiękniejsze, że każda postać jest rozbudowana psychologicznie. Widzowie mieli szansę wniknąć w najgłębsze zakamarki umysłu bohaterów. Stąd mogli się dowiedzieć, że niemal każdym z nich kieruje strach o własne stanowisko. Nieustannie oceniani przez kuratorium i rodziców, lekceważeni przez swoich podopiecznych. Los nauczycieli naprawdę nie jest łatwy.

Otoczka westernowa nadaje spektaklowi unikalnego kolorytu. Oprócz ściezki dźwiękowej, klimat Dzikiego Zachodu dało się poznać także po wyrastających ze sceny kaktusów. Tło całego spektaklu stanowił wielki, brązowy namiot, który otworzył się dopiero pod koniec przedstawienia. Indiańskiego wodza plemienia zastąpiła pani kurator.

"Kowboje" ukazują przemocowe środowisko szkolne. Uczniowie są tłamszeni przez nauczycieli, nauczyciele rywalizują między sobą i są oceniani przez dyrekcję i kuratorium. Z kolei dyrektor pastwi się nad pracownikami i nade wszystko próbuje przypodobać się górze.

Obok spektaklu Anny Smolar nie sposób przejść obojętnie. Sposób, w jaki ukazane zostały wszystkie wady systemu edukacji jest unikalny i bardzo poruszający. Podczas przedstawienia jest czas na śmiech i rozrywkę, są też momenty przepełnione smutkiem i melancholią. Genialnie napisane postaci zostały ożywione przez utalentowanych aktorów. Sceny, w których bohaterowie nawiązywali kontakt z publicznością są dowodem na to, że artyści podczas tych dwóch godzin stworzyli z widzami swego rodzaju symbiozę. Publiczność służyła naprzemiennie za uczniów w klasie, komisję z kuratorium czy po prostu powierników tajemnic bohaterów. Świadomość takiego współtworzenia spektaklu na pewno wpłynęła na jego odbiór bardzo pozytywnie. To był pierwszy raz kiedy Białystok gościł lubliński teatr. Oby takich okazji było więcej.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny