Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

200 lat dla babci Charytyny

Janusz BAKUNOWICZ
Urodziła się na początku XX wieku. Przeżyła dwie wojny światowe, różne zawieruchy dziejowe, zmiany systemów politycznych. W niedzielę Charytyna Bożko z Widowa obchodziła setną rocznicę urodzin.

Babcia Charytyna mieszka w wiekowym domu krytym strzechą. W domu stary gliniany piec, który do tej pory spełnia jeszcze swoją funkcję. Można na nim i strawę ugotować, i ogrzać dom w czas zimowych chłodów. Mimo upływu lat wszystko jest jeszcze w dobrym stanie. Dom z grubego puszczańskiego bala trzyma się dobrze. Tak jak jego lokatorka, która przy piecu w dużym pokoju oczekuje gości, którzy niebawem przyjadą na jej 100. urodziny. Tylko strzecha w niektórych miejscach zaczyna już przeciekać pozostawiając na suficie ślady wilgoci.
- Mama już dawno zmieniłaby na domu pokrycie, ale nie zdawała sobie sprawy, że tak długo będzie w nim żyć - mówi Nina Bieryłko, jedna z trzech córek babci Charytyny.

Kąpiel po nieboszczce mamie

Babcia Charytyna urodziła się 20 maja 1906 roku. Nie był to najlepszy okres dla dziecka. W wieku pięciu lat rodzina babci Charytyny postanowiła opuścić rodzinne Widowo i udać się w głąb Rosji. Dojechała jedynie do Prużan. Ale powrót do rodzinnego gniazda dla małej Charytynky nie był szczęśliwy. We wsi panowała epidemia tyfusu, która dziesiątkowała mieszkańców Widowa. Choroba dotknęła też rodzinę Bożków. Na tyfus zachorowała mama pięcioletniej Charytynki. Niebawem zmarła.
- Jak kąpali nieboszczkę, to nasza mama w tej wodzie jeszcze się umyła - mówi Nina Bieryłko. - W tej wodzie skażonej tyfusem. I nie zachorowała. Takie było przeznaczenie. I do tej pory żyje i trzyma się nie najgorzej.
Charytyna została z ojcem. Przeżywała dole i niedole ówczesnych czasów. Przeżyła I wojnę światową. Wyszła za mąż.
- Nie pamiętam, w którym roku, ale wiem, że w wieku 25 lat - wyznaje wiekowa jubilatka. - Ale zamążpójście nie było szczęśliwe. Pierwszy mąż zmarł. W 1935 roku. Tak jest napisane na krzyżu.
Niebawem do Widowa dotarły odgłosy II wojny światowej. - Ale ta wojna nie była dla nas taka straszna - mówi babcia Charytyna. - Pamiętam tylko jak przyszli Sowieci i krzyczeli "udiraj gospodar". Schowaliśmy się w lesie i w ten sposób przeżyliśmy.
Okres powojenny również nie był łaskawy. Często brakowało chleba, a nawet jak był, to uzupełniany bobikiem, bo mąki brakowało.

Sama sobie lekarzem

Mimo historycznych zawieruch babci Charytynie udało się dożyć sędziwego wieku. 100 lat jednak odbiło swoje piętno na kondycji babci. Mimo wszystko można z nią jeszcze porozmawiać, choć trzeba trochę podnosić głos, bo słuch już nie ten.
Babcia czeka na gości. To rodzina ma przyjechać, by uczcić tę rzadko spotykaną rocznicę. Na gości czeka tort z napisem "100 lat". Bo sto świeczek pewnie nie zmieściłoby się na torcie.
Powoli zjeżdżają się poszczególni członkowie rodziny. Córki są już od samego początku. Przygotowują nakrycie na stół. Krzątają się w kuchni. Wspominają.
- Czasami jeszcze i kielicha wypije - wspomina Helena Ignatowicz, kolejna córka. - Ale leków żadnych nie bierze. Zimą, jak miała zapalenie płuc, to lekarstwa jeszcze do tej pory leżą. - Bo ja sama sobie lekarz - podkreśla stulatka.
Kiedy zimą babcia Charytyna trafiła do szpitala, zbiegli się wszyscy lekarze i pielęgniarki, by zobaczyć stuletnią babcię. Taki pacjent nieczęsto trafia do szpitala.
- A jaki problem był by zawieźć naszą babcię do szpitala - dodaje pani Nina. - Babcia za żadne skarby nie chciała tam iść. "O! Jacy! Doktorów na mnie nasyłają. Do szpitala przecież chorych tylko wożą, a ja jestem zdrowa. Zdrowego człowieka do szpitala zabieracie" - mówiła. A miała zapalenie płuc.

Długo dojrzewające jabłko

Do drewnianego domku babci Charytyny powoli zjeżdżają goście. Stuletnia jubilatka dożyła trzech córek, dziewięciu wnuków, osiemnastu prawnuków i czterech praprawnuków. Nie wszyscy jednak mogli przyjechać na jubileusz, bo powyjeżdżali poza Podlasie w poszukiwaniu lżejszego chleba. Każdy przywiózł kwiaty, słodkości, posypały się gorące życzenia. Goście zaśpiewali 200 lat, bo - jak twierdzą - 100 lat byłoby nietaktem.
Jaka jest recepta na długowieczność?
- Nasza mama zawsze mało jadła - zdradza pani Nina. - Zawsze jadła z postem. I tak wygląda. Szczupła, niepozorna. Ale swoje przeżyła. Każde jabłko dojrzewa w swoim czasie. A to jabłko dojrzewało dość długo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny