Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

14-latka zasłabła w szkole. W szpitalu czekała 7 godzin

Emilia Chanczewska
Byliśmy w szpitalu, gdzie na korytarzu SOR spotkaliśmy Kamilę z mamą Małgorzatą Malecińską.
Byliśmy w szpitalu, gdzie na korytarzu SOR spotkaliśmy Kamilę z mamą Małgorzatą Malecińską. Emilia Chanczewska
Nastolatka zasłabła w szkole i karetka zabrała ją do szpitala. Tam na przyjęcie do lekarza czekała aż siedem godzin. Ale mogła jeszcze dłużej. W końcu zatrzymano ją na obserwację i jest monitorowana.

14-letnia stargardzianka Kamila Malecińska jest uczennicą II klasy Gimnazjum nr 3. Trenuje też w LKS Pomorze. We wtorek lekcje rozpoczynała o godz. 9.40. Jednak po zajęciach nie wróciła do domu. Ok. godz. 13 została zabrana karetką do szpitala po tym, jak w szkole zasłabła. Miała bardzo wysokie tętno.

Z podejrzeniem choroby serca została na oddziale. Podłączono ją na stałe do aparatury monitorującej pracę serca. Zanim jednak to się stało, bez jedzenia i picia, bez pomocy i informacji, czekała ze swoją mamą przez siedem godzin na korytarzu Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Babcia gimnazjalistki poprosiła wieczorem "Głos" o interwencję. Byliśmy w szpitalu, gdzie na korytarzu SOR-u spotkaliśmy Kamilę z mamą.

- Mamy czekać i tyle - mówiła zdenerwowana Małgorzata Malecińska, mama Kamili. - Po przyjeździe zrobili EKG, ale jest zakaz informowania o wynikach. Podczas badania pracownik zażartował, że może córka się zakochała i stąd problemy z sercem. Ale nam nie jest do śmiechu. Nie wiadomo, co córce jest, a nikt nie chce nic powiedzieć. Lekarz stwierdził, że jest zajęty i może nas przyjąć nawet dopiero o piątej nad ranem. Nikt nawet nie zajrzy. Nie zapyta, jak się czuje. Co za znieczulica!

O godz. 19 wywołane zostało nazwisko Kamili, ale przyjęta została przez pediatrę dopiero po godz. 20.

- Została w szpitalu i jest monitorowana przez 24 godziny na dobę - mówi Małgorzata Malecińska. - Być może trafi do Szczecina, bo u nas nie ma dziecięcego kardiologa. Zachowanie lekarza po przyjeździe do szpitala było poniżej krytyki. Denerwowało go, gdy chciałam się czegoś dowiedzieć. Całkowita rutyna. A przecież to oni są dla nas, a nie my dla nich!

Mama Kamili szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego pacjenci tak długo muszą czekać na przyjęcie.

- Przyczyna jest prosta, bo przyjmuje tam tylko jeden lekarz, który nie jest w stanie zapanować nad wszystkim - mówi Jan Kalinowski, kierujący Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym w Stargardzie. - Trafia tam wiele ciężkich przypadków, także pacjenci z udarami, zawałami, zasłabnięciami. Oni są traktowani priorytetowo. Musimy dokonywać segregacji, według tzw. wstępnej oceny pacjenta. Jako pierwsze przyjmowane są osoby, których stan zagraża życiu.

Stan Kamili został oceniony jako niezagrażający jej życiu i zdrowiu. Wyjątkowo, po wtorkowej interwencji "Głosu", zajął się nią pediatra i pozostawiono ją w szpitalu do zdiagnozowania.

- Także dlatego, że jak się okazało, jest aktywną sportsmenką - wyjaśnia doktor Kalinowski. Szef SOR zaznacza, że stargardzki szpital obsługuje jeden z największych powiatów w Polsce. A według kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia na SOR ma być "minimum jeden lekarz". I na tyle tylko pozwalają fundusze, którymi dysponuje dyrektor szpitala w Stargardzie.
- Chciałbym, żeby było inaczej - zapewnia Jan Kalinowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński