Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

11 listopada znów poróżni Polaków

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Pomnik żołnierzy 42 pułku piechoty, 1932 rok. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Pomnik żołnierzy 42 pułku piechoty, 1932 rok. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego archiwum
Myślę, że przebudzeni w zaduszkowe dni bohaterowie tamtych lat z przerażeniem i niesmakiem odwracają wzrok od tego, czego byliśmy świadkami w ostatnie rocznice odzyskania niepodległości. Gdyby byli między nami, to chyba nie wiedzieliby, co począć.

Ledwo minęły Zaduszki, a tu, jak co roku, już mamy 11 listopada. Trudno te oba święta rozdzielić. Najpierw wspominaliśmy naszych najbliższych. Często wśród nich byli i ci, którzy czynem zdobywali niepodległość i ci, którym przyszło budować drugą Rzeczypospolitą. Teraz, w święto niepodległości będziemy ponownie wspominać. Jest jednak kilka różnic. W minione dni tłumnie odwiedzaliśmy cmentarze. Może ktoś z nas zatrzymał się przy grobach księdza Wilhelma Szwarca, Józefa Karola Puchalskiego czy Feliksa Filipowicza. To o nich będziemy znów mówili w kolejnych listopadowych dniach.

11 listopada, oby znowu tłumnie, stawimy się przed pomnikiem Józefa Piłsudskiego na białostockim rynku. Ale tym obydwóm świętom towarzyszy nieco inna refleksja. Tamtą sprzed kilku dni przesiąkniętą myślą o przemijaniu i pamięci zastąpi oby refleksyjna lekcja historii. To, co różni zdecydowanie oba święta to emocje wywołane teraźniejszością.
Zaduszki to cisza i zaduma, znicz i chryzantema. 11 listopada to defilada wojskowa z honorowymi salwami, przemówienia, których ogólny wydźwięk jest albo nudny, albo z racji dodania do nudy politycznego sosu, niestrawny. No i wreszcie różnica główna to taka, że z okazji narodowego święta patriotyzm znów poróżni Polaków.

To tak jakbyśmy w Zaduszki biegali i gasili znicze płonące na grobach tych, którzy w naszym mniemaniu na pamięć nie zasługują. Niestety ulice to nie cmentarze, więc i obyczaje panują tu uliczne. Uchodzi więc tu naubliżać czy przyłożyć komuś, aby przekonać samego siebie, że jest się większym, prawdziwym patriotą.

Myślę, że przebudzeni w zaduszkowe dni bohaterowie tamtych lat z przerażeniem i niesmakiem odwracają wzrok od tego, czego byliśmy świadkami w ostatnie rocznice odzyskania niepodległości. Gdyby byli między nami, to chyba nie wiedzieliby co począć! O wielu bohaterach tamtych dni dzisiejsza ulica nawet nie wspomni. Czyli, że tłucze się nie o ideały, tylko o własne korzyści.

Żeby nie być gołosłownym zadałbym pytanie w sondzie ulicznej. krążąc pomiędzy różnej maści patriotami. Kto mi odpowie, kim byli Lewandowski, Dederko, Żołątkowski, Tuśkiewicz? Co zrobili dla nas, białostoczan? Dlaczego ich zapał został po kilku dniach zaprzepaszczony? Dlaczego obchodzimy święto niepodległości 11 listopada i 19 lutego? W niepodległościowych przemówieniach wielokrotnie odmieniać się będzie nazwiska Piłsudskiego, Dmowskiego, może wspomni się o Paderewskim. Białostoczanie mogą być dumni, że Marszałek powielekroć bywał u nas, a od sierpnia 1921 roku jest honorowym obywatelem miasta. Paderewski był też w Białymstoku w 1899 roku. Roman Dmowski to sąsiad zza miedzy. Wielokrotnie przebywał w podłomżyńskim Drozdowie. Tam też zmarł w 1939 roku.

Nie wiem, czy ktoś bodaj zająknie się w okolicznościowym przemówieniu na temat Lewandowskiego. Kto to taki? Na początku listopada 1918 roku w Białymstoku wyczuwało się atmosferę napięcia i oczekiwania. Do miasta dochodziły informacje z Warszawy. 11 listopada w stacjonującym w Białymstoku garnizonie niemieckim wybuchła rewolta. Żołnierze gremialnie wypowiedzieli posłuszeństwo dowódcom. Na zwołanym wiecu wybrali spośród siebie radę żołnierską, czyli Soldatenrat. Ona z kolei mianowała na stanowisko wojskowego komendanta miasta właśnie Lewandowskiego. Niestety nic nie wiemy o tej postaci. Profesor Henryk Mościcki wspomina tylko, że "był to Polak". Zaiste dziwi to, że o człowieku, który w najważniejszych dniach historii Polski odegrał kluczową rolę w Białymstoku wiemy tylko tyle.

Lewandowski od razu przystąpił do rozmów z Centralnym Komitetem Narodowym, który powstał jeszcze w czerwcu 1917 roku. Jego główną postacią był Feliks Filipowicz. W wyniku tych rozmów w mieście powstała obywatelska formacja - Samoobrona. Lewandowski wydał jej broń. Dał nawet dwa karabiny maszynowe.

12 listopada na wieść o wydarzeniach w Warszawie Lewandowski z Marianem Dederką i oficerem korpusu generała Dowbór- Muśnickiego, Tylickim wyjechali do stolicy, aby tam na miejscu uzyskać dalsze instrukcje. Jednocześnie w mieście bojowe nastroje sięgały zenitu. Opanowały zarówno szeregi POW jak też uczniów starszych roczników. Liderami byli doktor Alfred Żołątkowski i młody nauczyciel Tuśkiewicz. To on ze swych wychowanków utworzył 50-osobowy oddział i 12 listopada luzując żołnierzy niemieckich wystawił uczniowskie posterunki w najważniejszych punktach miasta.

Cały ten zapał został stłumiony po kilku dniach. Białostocczyzna na mocy tak zwanej umowy kowieńskiej stała się kordonem oddzielającym powstającą Rzeczypospolitą od wschodnich terenów, na których przebywały setki tysięcy niemieckich żołnierzy. 11 listopada trzeba w Białymstoku wspominać tamte nadzieje, zapał i jedność. Nikt wówczas nie pytał o poglądy czy partie. Wystarczyło stwierdzenie jak w przypadku Lewandowskiego: był Polakiem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny