Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

1 Maja. Szedł pochód, a samolot musiał lądować awaryjnie koło Pałacu Branickich

Alicja Zielińska
Pochód dziewcząt z  ZHP, też Lipową. Z lewej strony stała trybuna.
Pochód dziewcząt z ZHP, też Lipową. Z lewej strony stała trybuna.
Podczas jednego z pochodów 1-majowych trybuna znajdowała się na Rynku Kościuszki. Było bardzo dużo ludzi. Nagle rozległ się warkot samolotu, który leciał na niskiej wysokości. Z pokładu zrzucono wiązankę kwiatów. Spadła, jak planowano na trybunę, ale samolot zaczepił śmigłem o przewody elektryczne - opowiada Jerzy Szóstko.

Pierwszego maja, obchodzone od 1890 roku jako święto pracy, w Polsce Ludowej było kojarzone głównie z partyjnymi manifestacjami i pochodami. Mój tata opowiadał, że przed wojną ten dzień był mniej uroczysty - wspomina Jerzy Szóstko. - Flagi wywieszali tylko sympatycy komunizmu, i to czerwone z portretami Marksa, Engelsa i Lenina. Przeciwnicy tego ustroju utrudniali im to, zrywali, wyzywali.

Po agresji Stalina na Polskę 17 września 1939 roku, Sowieci aresztowali te osoby i słuch po nich zaginął. Z kolei jak weszli znowu Niemcy, to zrobili to samo z komunistami.

W pierwszych latach po wojnie, zgodnie z wcześniejszą tradycją, świętowano głównie 3 maja i 11 listopada. Odbywały się akademie, nabożeństwa i defilady. W uroczystościach tłumnie uczestniczyła młodzież szkolna. Uczyłem się w szkole podstawowej nr 10 przy ul. Słonimskiej, to pamiętam, że pierwszy rok nauki rozpoczął się 20 września 1944 roku mszą w kościele farnym. A moi sąsiedzi Marian Suska oraz bracia Leonowicze zaraz po wyzwoleniu Białegostoku 26-27 lipca ruszyli do uprzątania szkoły.

Pierwszą kierowniczką szkoły była pani Maria Wąchała, po niej stanowisko objął Stanisław Tomczyński. W szkole przy Słonimskiej uczył się też Jerzy Maksymiuk, nasz słynny dyrygent.

Transparenty i hasła

Patriotyczno-religijne uroczystości długo nie przetrwały. Niebawem wprowadzono ich zakaz, a w to miejsce weszły nadęte akademie ku czci 1 maja - święta pracy, 9 maja - dnia zwycięstwa oraz 7 listopada, kiedy to musieliśmy wszyscy obchodzić rocznicę rewolucji październikowej. Akademie były bardzo uroczyste pod względem artystycznym, ale jakże inne w duchu i nastroju. Już nie śpiewano pieśni patriotycznych, tylko rewolucyjne.

Jak zbliżał się 1 maja to rozpoczynały się wielkie przygotowania do tego święta. Na lekcjach uczyliśmy się wierszy i piosenek, a miasto dekorowano. Najważniejsze ulice Białegostoku były zawieszone flagami, obok państwowych biało-czerwonych obowiązkowo czerwone, rewolucyjne. W przeddzień na słupach elektrycznych mocowano głośniki, przez które nadawano rewolucyjne pieśni.

Wszyscy uczniowie musieli być obowiązkowo na pochodzie, za nieobecność groziło obniżenie oceny ze sprawowania na świadectwie. Wychowawcy więc musieli sprawdzać listę obecności.
Pochody były liczne, bo szli pracownicy, urzędnicy, młodzież ze wszystkich szkół.

Manifestację otwierali działacze PPR, a potem już PZPR, z pierwszym sekretarzem komitetu wojewódzkiego i komitetu miejskiego. Wchodzili oni na trybunę i przemawiali, jaki to raj daje nam socjalizm - zebrani z przymrużeniem oka słuchali tych zapewnień.

Następnie przy dźwiękach orkiestry dętej witano maszerujących. Przodownicy pracy szli z szarfami, na których znajdowały się napisy, ile to procent normy wykonali ponad plan. Były transparenty i różne hasła.

Niech żyje Mikołajczyk

Ja swoje uczestnictwo w tych pochodach pamiętam tak: Pani Joanna Romanowicz, nauczycielka fizyki w szkole nr 10 prowadziła uczniów tej szkoły. Po marszu powiedziała: ładnie szliśmy i dobrze wypadliśmy, prawda? My na to chóralnie odpowiedzieliśmy: tak.

Ale utkwiło mi w pamięci takie zdarzenie z 1947 roku. Zebraliśmy się na ulicy Mickiewicza przy Zarządzie Młodzieży Wiejskiej Wici, miały być biegi, mieliśmy otrzymać dresy i tenisówki. Ale nic z tego nie wyszło, żadnych obiecanych darów nie zobaczyliśmy. Natomiast po jakimś czasie podjechał samochód Studer Becker udekorowany na zielono flagami PSL. Panowie zaproponowali, abyśmy wsiedli do samochodu, otrzymamy słodycze. Ale jeden warunek, musimy podczas jazdy w czasie defilady krzyczeć: Niech żyje PSL i Mikołajczyk. Oczywiście zgodziliśmy się, co tam, możemy.

Panowie byli z nas zadowoleni i zaproponowali w nagrodę poczęstunek w gospodarstwie w Wasilkowie. Pierwszy raz w życiu jadłem pieczonego prosiaka oraz inne smaczne wyroby wiejskie. Jednak nasze zaangażowanie na niewiele się zdało. Jak wiadomo jesienne wybory do Sejmu w 1947 roku zostało sfałszowane, a Stanisław Mikołajczyk następnie wyjechał z Polski.

Ale o tym dowiedzieliśmy się później. Tymczasem syci i zadowoleni tym samym samochodem wracaliśmy do Białegostoku. Mało brakowało, aby powrót skończył się tragicznie. Kierowca po tym solidnym poczęstunku był na porządnym rauszu i na Szosie Wasilkowskiej naprzeciwko cmentarza prawosławnego wpadł w poślizg, a następnie wylądował w rowie. Dzięki Bogu żadnemu z pasażerów nic się nie stało.

Awaryjne lądowanie

Pamiętam też jeszcze jeden poważny incydent podczas defilady. Trybuna znajdowała się na Rynku Kościuszki, mniej więcej w tym miejscu, gdzie teraz stoi pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego. Po obu stronach stało dużo ludzi. Nagle rozległ się warkot samolotu, nadlatywał na bardzo niskiej wysokości. Kiedy znalazł się w pobliżu trybuny, zrzucona z samolotu wiązanka kwiatów spadła na trybunę, tak jak zostało zaplanowane.

Niestety w czasie tego manewru samolot jednocześnie śmigłem i podwoziem uderzył w przewody elektryczne. Przerwane druty spadły na ziemię, nikomu jednak nie wyrządziły krzywdy. Gorzej z samolotem, który musiał awaryjnie lądować w okolicach Pałacu Branickich.

Pilotował go doświadczony pilot Wiciński, jak się później dowiedziałem, i tylko dzięki jego zimnej krwi i doświadczeniu udało się uniknąć masakry wśród uczestników manifestacji, bo do tego by niechybnie doszło, gdyby samolot spadł w tłum.

Majówki, przyjęcia, mecze

Po południu bawiono się: lud pracy pod chmurką, na majówkach, władze na przyjęciach. A w 1952 roku, związku z popularnym i słusznym wtedy politycznie hasłem o łączności miast i wsi, my młodzi piłkarze Ogniwa wyjechaliśmy do Uhowa pod Łapami, na mecz towarzyski z miejscowym LZS. Był z nami niestrudzony i bardzo przez nas lubiany Stanisław Maśliński, który się nami opiekował.

Chcę podkreślić, że sport w życiu mego pokolenia odgrywał wielką rolę. Ja bardzo lubiłem sport, garnąłem się do niego. Należałem do klubu Budowlani, który skupiał wspaniałych ludzi. Byli dla nas wzorem, jak należy pogodzić naukę i pracę zawodową ze sportem.

Nie pamiętam wszystkich nazwisk, pozostał mi szczególnie w pamięci Kazimierz Dyga, wszechstronny sportowiec, projektant hali sportowej Jagiellonia oraz oszczepnik Jerzy Bekierski. Podlasie słynęło ze wspaniałych oszczepników: Janek Lewandowski, Zbigniew Radziwonowicz, no i Władysław Nikiciuk, medalista mistrzostw Europy i olimpijczyk z Tokio w 1964 roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny